To już pewne: od przyszłego roku 60 proc. składki, którą obecnie otrzymują otwarte fundusze emerytalne, trafi do ZUS - alarmuje środowa prasa. Dzięki temu zastrzykowi gotówki ZUS nie będzie się zadłużać, wypłacając bieżące emerytury. A co z tego będą mieli przyszli emeryci? Zyskają - przekonuje minister finansów. Tymczasem eksperci ostrzegają: w przyszłości może w ogóle zabraknąć środków na wypłatę świadczeń.
Obecnie OFE muszą inwestować 60 proc. swoich aktywów w papiery skarbowe - czyli pożyczają pieniądze członków budżetowi państwa. Za to pobierają opłaty, na czym - według rządu - tracą emeryci. - To absurdalna sytuacja. Teraz pół miliarda złotych rocznie więcej będzie pracowało na emerytury – przekonuje minister finansów Jacek Rostowski.
Po zmianach ta lwia część składki emerytalnej ma być przekazywana na nowe konto w ZUS. Rząd obiecuje, że pieniądze te będą co rok waloryzowane i po latach kwota ta powiększy emeryturę ubezpieczonego. Rząd przekonuje, że przyszli emeryci zyskają, bo ZUS nie będzie pobierać prowizji. Pozostaje tylko pytanie - czy ubezpieczycielowi wystarczy w przyszłości pieniędzy na wypłatę tych świadczeń?
To "skandal" i "chory pomysł"
Eksperci nie mają wątpliwości - pieniędzmi z naszych składek rząd chce załatać dziurę w budżecie i uchronić Zakład Ubezpieczeń Społecznych przed dalszym zadłużaniem się.
– Pomysł rządu to skandal - oburza się Krzysztof Rybiński, partner w Ernst & Young. - To chory pomysł. Chodzi o poprawę wskaźnika budżetu w krótkim czasie. Rząd mało obchodzi przyszłość emerytów – dodaje ekspert w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Jego zdaniem, rząd powinien szukać oszczędności gdzie indziej.
Rozczarowania nie kryje też Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku. – To kwestionowanie reformy emerytalnej – krótko ocenia w wywiadzie dla dziennika. – Wolałbym, aby cała moja składka dalej trafiała do OFE. Obecny pomysł jest bardzo zły. Mam nadzieję, że parlament go nie zaakceptuje. To pierwszy krok do tego, by za chwilę nowe konto w ZUS włączyć do I filaru – ostrzega Ryszard Petru.
O wysokość przyszłych emerytur obawia się szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych Ewa Lewicka. - Przyszłe emerytury mogą być niższe, a ZUS może mieć kłopoty z wypłatą emerytur – przewiduje w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Jeszcze dalej idzie - w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" - Wiktor Wojciechowski z Forum Obywatelskiego Rozwoju. - Obniżka da chwilową ulgę finansom publicznym, nie rozwiąże jednak problemu, tylko odsunie go w czasie. W pewnym momencie może się przecież okazać, że państwo nie ma pieniędzy na wypłatę emerytur. Co wtedy powie emerytom? - zastanawia się ekspert.
Rząd: zyska i państwo, i emeryci
Minister finansów Jacek Rostowski przyznaje, że na zmianach skorzysta przede wszystkim państwo. - Dzięki zmianom nie będzie musiało się bardziej zadłużać - mówi wprost "Gazecie Wyborczej" minister finansów.
Obecnie, by załatać dziurę w finansach ZUS, państwo musi powiększać dług publiczny sprzedając obligacje. Jak się okazuje, dużą ich część kupują właśnie fundusze emerytalne. - To absurd - ocenia minister finansów.
– Zmiana nie wpłynie też na bezpieczeństwo systemu emerytalnego i go nie demontuje – broni rządowego projektu Jacek Rostowski. Przyznaje też, że pomysł ten Donald Tusk omawiał już z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Źródło: Rzeczpospolita, Dziennik Gazeta Prawna, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: SXC