Nie ma chętnych do dzierżawy sopockiego molo: w przetargu nie pojawiła się ani jedna oferta. - Być może warunki były zbyt wygórowane - zastanawiała się po fakcie rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Sopocie, Magdalena Jachim.
W myśl warunków postawionych przez Sopot przyszły zarządca mola za dziesięć lat dzierżawy tej turystycznej atrakcji miałby zapłacić gminie 3,5 mln zł w dwóch ratach. Do tego dochodziłoby 30 tys. zł czynszu miesięcznie. Do kasy miasta dzierżawca musiałby też odprowadzać 20 proc. zysków z biletów wstępu na molo oraz część dochodów za cumowanie jachtów i żaglówek.
To nie wszystko. Zwycięzca przetargu zobowiązany byłby również do remontu betonowej nawierzchni placu przed samym molem, którego koszt szacowany jest na ok. osiem milionów złotych.
Niepewne zyski
Koszty wydają się spore jak na ograniczone możliwości zarobku. Poza biletami i opłatami cumowniczymi na molo można zarobić m.in. poprzez sprzedaż powierzchni reklamowej oraz z wpływów za organizację różnego rodzaju imprez.
Brak zainteresowania przetargiem świadczy jednak o tym, że inwestorzy nie uznali najbardziej znanej sopockiej atrakcji za żyłę złota.
Drugie podejście
- Niewykluczone, że ogłosimy drugi przetarg z innym regulaminem. Teren mola jest tak strategicznym miejscem dla miasta, że nie trzeba szukać dzierżawcy w pośpiechu i za wszelką cenę - powiedziała Magdalena Jachim.
Molo od 1991 r. dzierżawi od miasta prywatna spółka Kąpielisko Morskie Sopot, wcześniej będąca komunalną firmą. Jej umowa wygasa w październiku tego roku.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24