Ministrowie finansów krajów UE poparli główne cele przedstawionego przez Komisję Europejską planu pobudzenia unijnej gospodarki wartego 200 mld euro, nie kryjąc jednak wielu zastrzeżeń do konkretnych rozwiązań. Polska woli wspierać własne rolnictwo niż rozwijać ogólnoeuropejskie sieci połączeniowe.
Polska, Holandia, Szwecja i Niemcy sprzeciwiły się proponowanemu przez Komisję Europejską przekazaniu 5 mld euro z niewydanych środków z budżetu UE na rozbudowę transeuropejskiej sieci połączeń energetycznych i transportowych oraz sieci internetowych.
Takie wykorzystanie niewydanych unijnych funduszy zaproponowała w minionym tygodniu Komisja Europejska jako jeden z elementów planu pobudzenia unijnej gospodarki dotkniętej kryzysem. "Lepiej te środki wydać na inwestycje w kluczowych dziedzinach, niż oddać do budżetów krajów członkowskich" - argumentowała Komisja Europejska.
- Plan był zakrojony na 200 mld euro, teraz jest zakrojony na 195 mld euro - powiedział Jacek Rostowski na konferencji prasowej po spotkaniu ministrów finansów "27" w Brukseli.
Minister cieszył się, że Polska wraz z innymi krajami "skutecznie przeciwstawiła się" rozwiązaniu proponowanemu przez KE. Argumentował, że oznaczało ono "przesunięcie środków z rolnictwa". - My się na to nie zgodziliśmy z powodów ewidentnych - interesu narodowego, interesu polskich rolników - dodał.
Zdaniem Rostowskiego, proponowany przez KE mechanizm inwestycji był i tak dużo bardziej korzystny dla starych, bogatszych krajów UE. Przekonywał, że wykreślenie z planu 5 mld euro "nie wpłynie w żaden sposób na nasz wewnętrzny program rozbudowy infrastruktury transportowej czy internetowej". Powiedział, że Polska pozyska środki na te długoterminowe inwestycje np. w Europejskim Banku Inwestycyjnym.
Odpowiedzialność ciąży na starej Unii
W przyjętych wnioskach końcowych ministrowie "co do zasady" zatwierdzili propozycje KE z zeszłego tygodnia: przekazanie 1,5 proc. unijnego PKB na skoordynowany plan pobudzenia unijnej gospodarki dotkniętej recesją wywołaną kryzysem finansowym. Plan ma dać impuls do rozwoju poprzez nowe inwestycje i pobudzenie popytu i siły nabywczej obywateli, np. przez obniżkę podatków.
Ministrowie podkreślili, że unijna skoordynowana odpowiedź na kryzys musi wziąć pod uwagę specyficzną sytuację poszczególnych krajów członkowskich. Rostowski tłumaczył, że oznacza to, iż na starych, bogatszych krajach UE "spoczywa największa odpowiedzialność" za realizację planu. - Kraje takie jak Polska nie mają ani obowiązku, ani nawet niespecjalnie powinny zmieniać swojego deficytu budżetowego - powiedział.
"Nie stać nas na ratowanie innych"
Jacek Rostowski powiedział, że ogłoszony przez rząd w niedzielę antykryzysowy "Plan stabilności i rozwoju", przewidujący zasilenie polskiej gospodarki kwotą 91,3 mld złotych, doskonale mieści się w ramach unijnego planu. Przekonywał, że Polski nie stać na wzrost deficytu. - Wszystkie działania pobudzające gospodarkę muszą uwzględniać średnioterminowe zdrowie finansów publicznych - powiedział minister.
Także Niemcy konsekwentnie odmawiają wiążących zobowiązań, twierdząc, że wystarczy, iż realizują własny plan wsparcia koniunktury gospodarczej wart 32 mld euro. Na niemożliwość dodatkowego obciążenia budżetu wskazywały też borykające się z deficytami Węgry, Irlandia i Grecja.
Cały pakiet pomocowy będzie przedmiotem obrad najbliższego szczytu UE 11-12 grudnia.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA