Na dwa dni przed szczytem w stolicy USA na temat kryzysu ekonomicznego, prezydent George Bush bronił gospodarki rynkowej, ale także planów częściowego przejęcia przez rząd udziałów w prywatnych instytucjach finansowych zagrożonych bankructwem.
- Reformy w sektorze finansowym są niezbędne, ale długofalowe rozwiązanie dla dzisiejszych problemów to trwały rozwój gospodarczy. Najpewniejszą drogą do tego wzrostu są wolne rynki i wolni ludzie - powiedział Bush w Federal Hall w Nowym Jorku.
- Nie porzucajcie wolnego rynku - apelował do światowych przywódców przed szczytem G20.
Nawiązując do wielomiliardowych pakietów pomocy z budżetu na ratowanie banków, prezydent oświadczył: - Jestem człowiekiem zorientowanym na rynek, ale nie wtedy, kiedy stoimy przed perspektywą światowego krachu.
Nie przesadzić
Przestrzegł, aby w wyniku kryzysu - za który obwinia się m.in. nadmierną deregulację sektora finansowego - nie popaść w przeciwną skrajność i przesadzić z regulacją.
- Interwencja rządu nie jest lekarstwem na wszystko. Kraje europejskie, które mają ściślejsze regulacje, przeżywają takie same trudności jak my - powiedział.
Biedni najbardziej zagrożeni
Z apelem do przywódców państw grupy G20 (główne gospodarki rozwinięte i wschodzące) zwrócił się też sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun. W opublikowanym liście zaapelował, żeby nie dopuścili, aby światowy kryzys finansowy stał się "ludzką tragedią" w krajach ubogich.
"Ludzie biedni i bezbronni na całym świecie, ale zwłaszcza w krajach rozwijających się będą najbardziej dotknięci przez przewidywane obecnie światowe spowolnienie gospodarcze" - napisał sekretarz generalny. "Przede wszystkim potrzebujemy połączyć siły i podjąć natychmiastowe działania, żeby nie dopuścić, by światowy kryzys stał się ludzką tragedią" - dodał.
Ban Ki Mun, który weźmie udział w waszyngtońskich obradach zapowiedział, że będzie starał się mówić w imieniu ponad 170 nieobecnych tam krajów.
Źródło: PAP