- Rosnące ceny w Polsce to nic strasznego w porównaniu z tym, co się dzieje na świecie - przekonywali w Magazynie "24 godziny" ekonomiści Ryszard Petru i Witold Orłowski. Podkreślali, że chociaż ceny rosną w sumie pięć procent rocznie, to wzrost płac jest dwa razy szybszy.
W obliczu rosnących coraz szybciej cen pojawia się naturalne pytanie, co zrobić, aby ten wzrost zahamować? Odpowiedzi na to pytanie oczekuje się przede wszystkim od rządzących. Niestety niesłusznie - przekonywali goście Justyny Pochanke w Magazynie "24 godziny".
- Rząd czy Sejm w sumie niewiele mogą w tej sprawie zrobić. Polityczne debaty na ten temat to czysty populizm - mówił Ryszard Petru, główny ekonomista banku BPH. Ekonomista wyjaśnił, że większość obecnych cen kształtuje światowy trend, przed którym pojedynczy kraj nie ma szans się uchronić. - Wzrost cen ropy, czy żywności na świecie jest w Polsce odczuwalny naprawdę w niewielkim stopniu - przekonywał Petru.
Zależność rynku polskiego od światowego potwierdza też prof. Witold Orłowski z PriceWaterhouseCoopers. - Musimy sobie uświadomić, że to, ile kosztuje mięso w Polsce, zależy od tego, ile kosztuje zboże na giełdzie w Chicago - mówił ekspert.
Polskie szczęście
Kolejny powód wzrostu cen, bardziej zależny od sytuacji krajowej niż światowej, to rosnące pensje Polaków. Zarabiając więcej kupujemy więcej, a skoro rośnie popyt to rosną ceny. Rząd powinien więc z dużym dystansem podchodzić do tego, czy i jak zwiększa płace w zależnej od niego budżetówce. - Chociaż zarobki pracowników sfery budżetowej należą do jednych z najniższych, to trzeba je podnosić bardzo ostrożnie ze względu na rozmiar tej grupy - mówi Ryszard Petru. - Wysokie podwyżki w budżetówce spowodowałyby większe roszczenia w sektorze przedsiębiorstw, a po wzroście tam, podwyżek znów chciałaby budżetówka i tak dalej. A to jeszcze bardziej podniosłoby ceny - dodaje.
Ekonomista zaznacza jednak, że wzrost płac jest w Polsce jest i tak dwukrotnie wyższy niż tempo wzrostu cen. Odwrotnie jest w większości krajów Unii czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie inflacja rośnie szybciej niż dochody. Na taką sytuację wpływa przede wszystkim wyróżniający się na tle świata szybki wzrost gospodarczy w Polsce.
Inflacji nie da się zwalczyć bezboleśnie
Obaj ekonomiści zgadzają się również w tym, że walka z rosnącymi cenami leży przede wszystkim w gestii Narodowego Banku Polskiego. A głównym narzędziem w tej walce jest polityka ustalania stóp procentowych.
- Podwyżka stóp procentowych to podstawowy sposób walki z inflacją. Bije ona wprawdzie w osoby spłacające kredyt, ale póki rośnie gospodarka i ludzie mają pracę, to radzą sobie ze swoimi zobowiązaniami - mówił Ryszard Petru. Witold Orłowski wskazuje dodatkowo plusy płynące z wysokich cen. - Pamiętajmy, że oprocentowanie nie dotyczy tylko kredytów, ale też lokat bankowych, które pozwalają nam więcej zarobić. Umacnia się też złoty - tłumaczy ekonomista.
Obaj eksperci zgodnie przyznają, że nie ma złotego środka w walce z drożyzną, który by wszystkim dogodził. - Inflacji nie da się zwalczyć bezboleśnie - przekonują.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24