Naczelny doradca medyczny brytyjskiego rządu Liam Donaldson zaproponował wprowadzenia cen minimalnych na napoje wyskokowe. Miałoby to zniechęcić Wyspiarzy do pijaństwa. Pomysł odrzucił już jednak premier Gordon Brown. - Nie można karać wszystkich za grzechy nielicznych - powiedział.
Propozycja Donaldsona zakładała, że ceny najtańszych trunków wzrosną nawet dwukrotnie. Nie dałoby się kupić drinka za mniej niż 50 pensów, a najtańsza butelka wina kosztowałaby 4 funty.
Im bardziej wyszukany alkohol, tym różnica w cenie miałaby być mniejsza. Nowe przepisy uderzyłyby więc głównie w konsumentów najtańszych napojów wyskokowych, czyli przede wszystkim w młodzież, a także notorycznych pijaków. Szacuje się, że w Wielkiej Brytanii jest ich ponad 2,5 miliona.
Pomysł Donaldsona odrzucił jednak sam premier Brown. - Nie chcemy by większość konsumentów alkoholu, którzy piją go w umiarkowanych ilościach, musiała płacić więcej i cierpieć z powodu mniejszości, która alkoholu nadużywa - wyjaśnił.
Zwolennicy ustanowienia cen minimalnych argumentowali, że konsumenci alkoholu powinni ponosić większą odpowiedzialność finansową za koszty leczenia schorzeń, jakie wywołuje pijaństwo. Państwowa służba zdrowia wydaje rocznie 3 miliardy funtów na leczenie tych chorób, a szpitale przyjmują 400 tysięcy pijanych, w tym tysiąc dzieci poniżej 14 lat. Jak wynika z danych Światowej Organizacji Zdrowia, Brytyjczycy są 10. na świecie narodem pod względem spożywania alkoholu. Statystyczny Wyspiarz wypija rocznie 12 litrów czystego alkoholu.
Źródło: IAR, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu