Mikroznezja wytoczyła prawne działa przeciw Czechom. Wyspiarze domagają się, by nasi południowi sąsiedzi zaprzestali budowy gigantycznej elektrowni węglowej. Argumentują, że emitowane przez nią gazy cieplarniane doprowadzą do podniesienia się poziomu morza i w rezultacie zalania Mikronezji przez wody Pacyfiku.
Rząd Mikronezji już w styczniu 2010 zaapelował do władz w Pradze, by zanim rozbudują swoją największą elektrownię Prunerov, przeprowadziły tzw. Transgraniczą Ocenę Oddziaływania na Środowisko (Transboundary Environmental Impact Assessment). Tego typu narzędzie jest dosyć często wykorzystywane przez kraje ze sobą sąsiadujące i ma oparcie w prawie międzynarodowym. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się jednak, by TOOŚ zażądał kraj oddalony od powstającej inwestycji o tysiące kilometrów i leżący na innej półkuli.
Składająca się z ponad 600 wysepek Mikronezja ma jednak uzasadnione powody do obaw. W wyniku podnoszącej się temperatury na świecie topią się lodowce, przybywa wody w oceanach, a w rezultacie maleńkie wyspiarskie państewko położone zaledwie kilka metrów nad poziomem morza powoli znika z mapy. Już teraz Mikronezja regularnie nękana jest przez straszne powodzie. W 2008 i 2009 w ich wyniku zniszczonych zostało 60 proc. pól uprawnych.
Precedens?
Styczniowa akcja Mikronezyjczyków przyniosła efekty. Co prawda w kwietniu Praga wydała ostateczną zgodę na rozbudowę Prunerova, ale zobowiązała jej właściciela spółkę CEZ (notowaną na warszawskiej giełdzie) do podjęcia działań, które zrównoważą emisje gazów cieplarnianych. Mikronezja otrzymała też status "kraju dotkniętego" na mocy prawa czeskiego.
O całej sprawie Mikronezja i wspierający jej działania Greenpeace poinformowały światową opinię publiczną dopiero w tym tygodniu na konferencji w Nowym Jorku. Jak argumentowali jej uczestnicy, stworzony został precedens, który pozwoli na globalną walkę z "brudną" energetyką.
Źródło: telegraph.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia, sxc.hu