Skażone dioksynami mięso z Niemiec trafiło prawdopodobnie na Śląsk - wynika z pierwszych ustaleń inspekcji sanitarnej, do których dotarł reporter TVN CNBC. Prawdopodobnie jeszcze dziś uda się ustalić co konkretnie stało się ze skażoną partią niemieckiej wieprzowiny.
Półtorej tony mięsa z terminem przydatności do spożycia od 3 do 7 stycznia trafiło do naszego krajui zostało w całości sprzedane w jednym z supermarketów w powiecie tyskim na Śląsku. Służby wterynaryjne przypuszczają, że mięso zostało już zjedzone.
Główny Lekarz Weterynarii dodaje, że badane są jeszcze kolejne dwie partie mięsa, co do których zachodzi podejrzenie, że mogły zawierać dioksyny.
Dostarczone z Niemiec mięso miało prawdopodobnie przekroczoną o połowę dopuszczoną przepisami zawartość dioksyn. Jednak Główny Lekarz Weterynarii twierdzi, że taka ilość nie powinna jeszcze powodować negatywnych skutków zdrowotnych. Dla porównania: kilka lat temu do podobnego skażenia mięsa doszło w Irlandii - wtedy normy zostały przekroczone o tysiąc procent.
Niemiecka afera
Polskie służby weterynaryjne na równe nogi zostały postawione wczoraj po południu, gdy okazało się, że mięso z 35 sztuk świń karmionych paszą skażoną dioksynami trafiło do Czech i Polski.
W samych Niemczech afera z dioksynami wybuchła już na początku stycznia. Okazało się wtedy, że w paszach dla zwierząt wykryto silnie rakotwórcze związki chemiczne, powstające m.in. przy spalaniu śmieci. Źródłem skażonych pasz była firma Harles und Jentzsch ze Szlezwiku-Holsztyna. W jej produktach zawartość szkodliwych substancji okazała się 77 razy wyższa od dopuszczalnej. Źródłem skażenia był tłuszcz użyty do produkcji paszy - wykorzystano tłuszcz przeznaczony do zastosowań technicznych.
Początkowe informacje mówiły o skażonej paszy dla drobiu, potem jednak okazało się, że dotyczy to też trzody chlewnej. Po wykryciu zawartej w paszy trucizny zamknięto niemal 5 tysięcy niemieckich farm, a wiele krajów zawiesiło import jajek, drobiu, wieprzowiny i wołowiny z Niemiec.
W środę ustalono, że część skażonej dioksynami wieprzowiny z 35 świń, oprawionych przez rzeźnię w niemieckim kraju związkowym Saksonia-Anhalt, sprzedano do Polski i Czech. Od tego czasu polska inspekcja sanitarna bada co się staklo z transportem, który trafił do naszego kraju.
Plan antydioksynowy
Tymczasem w Niemczech ogłoszono specjalne regulacje, które mają zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości. Producenci tłuszczów i olejów używanych do produkcji pasz będą musieli posiadać licencję. Wprowadzono obowiązek oddzielania produkcji tłuszczów przeznaczonych do wyrobu pasz od wytwarzania substancji używanych w przemyśle.
Przedsiębiorcy wytwarzający pasze będą musieli również wykupić specjalne ubezpieczenia, a wyniki badań składników używanych przy produkcji pasz przesyłać służbom sanitarnym. Prywatne laboratoria, które odnajdą w pożywieniu dla zwierząt podejrzane substancje także będą musiały poinformować o tym instytucje państwowe.
Na poziomie regionalnym ma zostać stworzony system wczesnego ostrzegania, a wszystkie wyniki badań mają być archiwizowane.
Rząd w Berlinie zapowiada też surowe karanie firm używających związków mogących szkodzić zdrowiu. Tego rodzaju przestępstwa mają być karane na podstawie prawa karnego, a nie cywilnego. Niemcy planują również nakłonić Unię Europejską, by sporządziła listę substancji dopuszczalnych przy produkcji pasz.
Dioksyny to potoczna nazwa grupy organicznych związków chemicznych będących pochodnymi oksantrenu. Są jednymi z najbardziej toksycznych związków, jakie otrzymano w wyniku syntezy. W naturze występują w śladowych ilościach jako produkt spalania drewna. W codziennym życiu najłatwiej na dioksyny natknąć się, gdy są one wydzielane przy spalaniu tworzyw sztucznych w domowych piecach. Wydzielają się tez w trakcie grilowania mięsa.
Źródło: TVN CNBC, Polskie Radio, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24