Sypie się największy od dziesięcioleci polski kontrakt zbrojeniowy: gliwickiemu Bumarowi Łabędy grozi kilkadziesiąt milionów dolarów kary za niewywiązanie się z umowy na dostawy czołgów dla Malezji - twierdzi "Gazeta Wyborcza".
Malezyjski kontrakt, podpisany w 2002 roku, przez lata był podstawą funkcjonowania gliwickiego Bumaru. Po jego zakończeniu fabryka zaczęła ograniczać zatrudnienie.
Za sprzedaż 48 czołgów PT-91M, szkolenie załóg i obsługi oraz wozy serwisowe Malezja zapłaciła Bumarowi 380 mln dol. Pierwsze czołgi dostarczono do Malezji w 2007 r., ostatnie na początku tego roku zamiast z końcem zeszłego. Dostawy zaczęły się z opóźnieniem i już w 2007 roku prasa donosiła o możliwej karze. Takie zapisy zawiera umowa. Bumar wówczas mówił o dobrej woli kontrahenta.
Teraz "Gazeta" twierdzi, że sprawa kar umownych wróciła, gdy także ostatnie egzemplarze dotarły do Malezji z opóźnieniem. Na dodatek w czołgach miał nie działać system wykrywania skażeń, pojawiły się i inne zastrzeżenia. Zdaniem rozmówców "GW", kary dla Bumaru mogą wynieść kilkadziesiąt milionów dolarów.
- Kontrakt nie jest realizowany zgodnie z umową. Dostawy są nieterminowe, są kłopoty techniczne" - mówi gazecie osoba związana z Bumarem, znająca kontrakt (to dokument tajny).
Gliwicki Bumar po zakończeniu dostaw do Malezji nie ma nowych tak dużych zamówień i wpadł w kłopoty finansowe. Kary mogłyby go pogrążyć jeszcze bardziej. - Bumar zapewne pokryje je ze sprzedaży nieruchomości - usłyszała "GW" w firmie.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24