Kolejną dużą prywatyzacją ma być zapowiadana sprzedaż Rafinerii Gdańskiej. To już trzecia próba sprywatyzowania wycenianej na ok. 6 mld zł Grupy Lotos. Jeśli dojdzie do sprzedaży, to dopiero po wyborach.
Do Gdańskiej Rafinerii premier Donald Tusk ma wyjątkową słabość. Tu przed laty zarabiał pierwsze pieniądze. Rafineria jest też m.in. sponsorem ukochanej drużyny szefa rządu - Lechii Gdańsk, której jest zagorzałym kibicem.
Ale w interesach nie ma sentymentów. Rząd podjął decyzję, że gdański koncern Lotos musi być sprzedany. Skarb Państwa ma większościowy pakiet udziałów w firmie, którego chce się jak najszybciej pozbyć, żeby podreperować budżet.
Firma wyceniana jest obecnie na prawie 6 miliardów złotych. Każdego roku przerabia się tu 10,5 miliona ton ropy. To daje jej 7 procent udziału w rynku detalicznym sprzedaży paliw.
- Jest on rozpoznawalny na rynku polskim, natomiast nie jest rozpoznawalny na rynku europejskim i dokapitalizowanie spowoduje, że Lotos może wejść na rynek europejski i konkurować z największymi potentatami w tym zakresie - mówi prof. Marian Noga, ekonomista, były członek Rady Polityki Pieniężnej.
Bez konkretnej oferty
Do sprzedaży nie chce dopuścić PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego sprzeciwia się prywatyzacji LOTOSu, bo uważa, że bez obcego kapitału też jest w stanie poradzić sobie na rynku.
Firma potrzebuje jednak pieniędzy na dalszy rozwój. W ostatnim czasie rozbudowano rafinerie - co kosztowało ok. 5 miliardów złotych. Lotos zamierza tez wydobywać ropę z Morza Północnego. Od roku trwa więc poszukiwanie strategicznego inwestora. Choć zapytania się podobno pojawiały, na razie minister skarbu nie dostał konkretnej oferty.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24