Resort finansów przeznaczył ponad 3 mld euro na interwencje na rynku walutowym, które sztucznie umocniły złotego pod koniec ubiegłego roku. W ten sposób rząd nie dopuścił, by polski dług publiczny przekroczył próg 55 proc. PKB. - To jest kreatywne budżetowanie, które minister finansów podejmuje zamiast prawdziwych reform - twierdzi były wiceprezes NBP prof. Krzysztof Rybiński.
O sprawie pisze dzisiejszy "Nasz Dziennik". Gazeta przypomina, że podczas gdy przez cały ubiegły rok spekulowano, czy polski dług publiczny będzie oscylował wokół granicy 55 proc. PKB, w styczniu ministerstwo finansów niespodziewanie ogłosiło, że był on o wiele niższy i wyniósł zaledwie 53,5 proc.
Swapem w dług
Okazuje się, że ten wynik jest zasługą resortu finansów, który w grudniu interweniował na rynku walutowym, sztucznie podwyższając kurs złotego (nasza waluta umocniła się w grudniu wobec euro o 1,7 proc.) i w rezultacie zmniejszając nasze zadłużenie w złotówkach. Na tę interwencję ministerstwo finansów przeznaczyło ponad 3 mld euro. W ciągu miesiąca rezerwy walutowe resortu spadły o ponad 3,6 mld euro (z 5,25 mld euro do 1,6 mld euro). Z tej kwoty na obsługę zadłużenia zagranicznego poszło tylko 382 mln euro - resztę niemal w całości przeznaczono na ratowanie budżetu.
- Połączenie zarządzania złotową i walutową płynnością pozwoliło uniknąć zawyżenia poziomu długu na koniec 2010 r. o tę wartość posiadanych walut, które przewyższały bezpieczny poziom rezerwy płynnych środków - przyznał kilka dni temu Piotr Marczak, dyrektor Departamentu Długu Publicznego w MF.
Na czym polegało to "zarządzanie płynnością"? Ministerstwo oprócz zwykłej sprzedaży euro skorzystało też z tzw. swapów walutowych, czyli możliwości zastawienia obcych walut na rynku w zamian za polskie złote. Swapy nie są zaliczane do długu publicznego, a transakcja umocniła złotego, dzięki czemu na koniec roku polski dług publiczny na papierze był niższy. Podobny manewr MF wykorzystało pod koniec ubiegłego roku, dzięki czemu uchroniło nas od przekroczenia pierwszego progu 50 proc. PKB.
Teoretycznie interwencje na rynkach walutowych leżą w kompetencjach banku centralnego. Ministerstwo Finansów może jednak sprzedawać rezerwy poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego i w ten sposób krótkookresowo wpływać na rynek.
Sztuczki zamiast reform
Resort za wszelką cenę stara się nie pozwolić, by dług publiczny przekroczył kolejny próg (55 proc. PKB), ponieważ oznaczałoby to konieczność ostrych cięć w przyszłorocznym budżecie. Jak jednak zauważa wiceszef NBP prof. Krzysztof Rybiński, problem w tym, że zamiast przeprowadzić reformy i rzeczywiście obniżyć dług, rząd sięga po działania z "obszaru kreatywnego budżetowania". - Jeśli staramy się sztucznie umocnić kurs walutowy, by poprawić jakieś statystyki, to nie ma to nic wspólnego z polityką gospodarczą. Bez reform jest to naganne. Takie działania kiedyś podejmowała Grecja, kiedyś podejmowały Włochy. Wiemy jak to się skończyło - mówi Rybiński w rozmowie z tvn24.pl.
Sztucznie pompowany złoty uderza też w eksporterów i konkurencyjność polskiej gospodarki. - To nie może być tak, że tysiące eksporterów ma straty na kontraktach eksportowych, z tego tytułu, że minister finansów chce, by jakaś tabelka miała lepszą statystykę. To jest nieakceptowalne - uważa Rybiński.
Źródło: tvn24.pl, "Nasz Dziennik"