Epidemia wirusa grypy A/H1N1 może nas sporo kosztować. Nie chodzi tylko o pieniądze na leki i szczepienia, ale także o wymierne straty, jakie z powodu choroby pracowników może ponieść każda firma - i cała nasza gospodarka.
Wirus Grypy AH1N1 zaatakował już nie tylko Ukrainę, ale także Białoruś i Rumunię. Chorobę zidentyfikowano też u ośmiu Polaków. Choć to nie pierwsze zachorowania na ten typ grypy w Polsce, to właśnie teraz rozpoczyna się jesienna, najtrudniejsza do opanowania fala zachorowań. Polskie służby zapewniają, że sytuacja jest pod kontrolą, jednocześnie jednak apelują - między innymi do pracodawców
- Jeżeli w zakładzie pracy znajdzie się pracownik, który zdradza objawy przeziębienia to przede wszystkim trzeba umożliwić mu pozostanie w domu, i udanie się do lekarza - mówi Andrzej Wojtyła, Główny Inspektor Sanitarny.
Bo oprócz bezcennego zdrowia ludzi, ucierpieć może także zdrowi gospodarki. Jak wynika z wyliczeń naukowców Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Instytutu Matki i Dziecka przygotowane wraz z firmą Medicover, jeden dzień nieobecności pracownika kosztuje średnio 282,60 zł. Badanie przeprowadzono na 100 tysiącach polskich pracowników.
Jeżeli zatem powtórzyłoby się u nas scenariusz ukraiński, czyli ponad 250 tysięcy zachorowań - gospodarka w ciągu dnia traciłaby 71 milionów złotych.
Łatanie dziury
- Jeśli ktoś z otoczenia, któryś z kolegów przychodzi chory po prostu "wyrzucamy go" do domu - mówi Patrycja Ptaszek-Strączyńska, członek zarządu Macrologic.
Braki w załodze musi jednak ktoś załatać. Pracodawca może w tej sytuacji nakazać pracę w nadgodzinach. Zgodnie z kodeksem pracy, osoba zatrudniona nie może w takiej sytuacji odmówić. Mogą to zrobić jedynie kobiety w ciąży i na przykład osoby samotnie wychowujące dzieci w wieku poniżej czterech lat.
- Pracodawca jest zobowiązany albo oddać nam te godziny, albo wypłacić wynagrodzenie tak jak za godziny nadliczbowe - mówi Ewa Kraińska-Dulić z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie.
To dodatkowo połowa wynagrodzenia, jeśli musimy pracować po godzinach w ciągu tygodnia. Jeżeli natomiast musimy przyjść do pracy szóstego lub siódmego dnia w tygodniu pracy, firma musi wypłacić podwójną stawkę godzinową. Oczywiście jeżeli nie będzie wolała oddać nam innego dnia.
Tu jednak ważna informacja dla pracowników: jeżeli w weekend zostaniemy wezwani do pracy na przykład na dwie godziny, wówczas pracodawca musi nam zwrócić cały dzień.
A może telepraca?
Oprócz nadgodzin pracodawcy bardzo chętnie w sytuacjach kryzysowych korzystają z telepracy. Świetnie sprawdza się to w przypadku polskiej spółki Aplisens, która część swojego biznesu prowadzi w Tarnopolu, czyli jądrze ukraińskiej epidemii.
- Ten cały biznes się kręci. Zamówienia i komunikacja z klientami obywa się przy pomocy telefonów czy maili, czyli jest wszystko OK - mówi prezes Aplisens Adam Żurawski.
...albo zastępstwo?
Firmy, które mogłyby stanąć w obliczu licznych zachorowań pracowników mogą wypożyczyć ich zastępców. Taką usługę oferuje na przykład Agencja Capital. W bazie firmy znajduje się ponad 800 osób. Za wynajęcie pracownika trzeba zapłacić od 100 do kilkuset złotych. - Pracodawca ma prosty zysk - nie traci czasu, ma pracownika o odpowiednich kwalifikacjach no i ponosi jakąś niewielką kwotę marży, którą dla agencji przekazuje - mówi Stefan Wałęka, szef Agencji Capital.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES