Grypa szaleje, a pracodawcy - liczą straty. Liczy też Zakład Ubezpieczeń Społecznych, bo im dłuższe zwolnienie pracownika tym, więcej pieniędzy musi wyłożyć ubezpieczyciel. Choroba nie oszczędza - do połowy listopada zarejestrowano prawie 41 tysięcy chorych na grypę lub z inną infekcją wirusową - wynika z danych Państwowego Zakładu Higieny.
Liczba osób chorych na grypę w listopadzie jest najwyższa od lat. Większość chorych otrzymała zwolnienie lekarskie.
W przypadku grypy lub przeziębienia - podstawowe zwolnienie lekarskie wydawane jest na okres około pięciu dni. Natomiast dalsza absencja zależy od stanu pacjenta i tego jak szybko wraca on do zdrowia.
W przypadku ostrej postaci choroby - zwolnienie przedłużane jest często do dwóch tygodni lub więcej.
Traci państwo, tracą pracodawcy
Dla ZUS-u i pracodawców tak duża liczba chorych oznacza duże koszty. Na przykład jeśli na zwolnienie idzie pracownik, który zarabia średnią krajową, czyli ponad trzy tys. zł, to ZUS lub pracodawca wypłaci mu 80 proc. pensji, czyli - w tym przypadku - ponad 2,5 tysiąca złotych.
Za pierwsze 33 dni chorobowego płaci pracodawca. Dni te sumują się w ciągu całego roku, dopiero z kolejne począwszy od 34. płaci już ZUS. W sumie zarówno pracodawcy, jak i ZUS, wydają na ten cel ponad 10 mld. zł rocznie.
Na razie ubezpieczyciel uspokaja, że sytuacja jest opanowana. - Nie ma takiego niebezpieczeństwa, żeby w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych zabrakło pieniędzy na wypłatę zasiłków chorobowych - zapewnia rzecznik prasowy ZUS Przemysław Przybylski.
Skąd wziąć taką kasę?
Wiadomo już, że z powodu zwiększonej zachorowalności na grypę wydatki pracodawców i ZUS-u na zasiłki dla chorych pracowników mogą wzrosnąć o prawie 300 mln. zł. By sprostać tym wydatkom ZUS będzie musiał pożyczyć 5,5 miliarda złotych.
Resort pracy przygotował projekt zmian w ustawie, które mają pozwolić ZUS-owi na pożyczanie pieniędzy z budżetu państwa i Funduszu Rezerwy Demograficznej.
Rozwiązanie to jednak jest krytykowane przez specjalistów. - Aż do roku 2020 powinniśmy gromadzić środki w Funduszu Rezerwy Demograficznej, a nie z niego korzystać - uważa członek Rady Nadzorczej ZUS, Jeremi Mordasewicz.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES