Strajku w kopalni "Budryk" w Ornontowicach ciąg dalszy. Strajkująca od poniedziałku załoga zdecydowała o przekształceniu rotacyjnej dotąd akcji w ciągły protest okupacyjny w obiektach kopalni.
Protestujący zapowiadają, że jeżeli będzie trzeba, będą strajkować także w czasie świąt.
Przedstawiciele trzech związków, które zorganizowały strajk, nie pojechali na piątkowe rozmowy do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której w przyszłym roku ma wejść kopalnia „Budryk”. Udział w rozmowach z zarządami „Budryka” i JSW biorą natomiast związkowcy z sześciu innych organizacji.
- Stroną naszych żądań jest zarząd Budryka, a nie JSW. Dlatego uważamy, że rozmowy powinny odbyć się nie w Jastrzębiu, ale w kopalni – w budynku administracyjnym na uboczu, aby można było rozmawiać spokojnie, bez emocji i presji – powiedział Wiesław Wójtowicz z „Kadry”, który zawiózł do Jastrzębia oświadczenie komitetu strajkowego.
2,5 miliona za dzień strajku
Wprawdzie w czwartek górnicy kopalni Budryk przerwali okupację siedziby zarządu, to strajk trwa. Okupacja trwała od środy. Przez całą poprzednią noc górnicy okupowali korytarze, domagając się podjęcia rozmów z prezesem. Prezes natomiast utrzymywał, że nie podejmie rozmów, dopóki strajk nie zostanie przerwany. Mediacje pomiędzy dyrekcją kopalni, a załogą rozpoczął były wieloletni dyrektor Budryka, były senator SLD Jerzy Markowski.
Związkowcy protestowali przeciwko zasadom przyłączenia kopalni do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Wcześniejsze porozumienia, jakie wypracował zarząd ze związkami zostały odrzucone w zakładowym referendum. Górnicy z Budryka chcą uzyskać zapewnienie, że z czasem będą zarabiać tyle samo co pracownicy jastrzębskich kopalń. Według władz kopalni każdy dzień strajku kosztuje 2,5 mln zł. W sumie starty sięgają już 10 mln zł.
Podjęcie strajku generalnego zapowiadają też górnicy z Kompanii Węglowej - na 7 stycznia.
Źródło: PAP, TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24