General Motors, jeszcze w 2007 roku największy na świecie producent aut, zmaga się z problemami finansowymi. Teraz koncern szuka pomocy o władz amerykańskich. Potrzebuje bowiem solidnego zastrzyku kapitału.
Dostępny dla GM kapitał stopniał do 16,2 mld dolarów na koniec września z 21 mld trzy miesiące wcześniej. W trzecim kwartale spółka zanotowała zresztą stratę operacyjną 4,2 mld dolarów. W tym czasie sprzedaż sektora w całych Stanach spadła o blisko 18 procent.
Na konferencji prasowej po publikacji wyników za okres czerwiec-wrześnień, GM poinformowało, że może stanąć w obliczu "poważnych braków" kapitału przed końcem czerwca 2009.
- Jasnym jest, że sytuacja pogarsza się szybciej niż oczekiwano - powiedział Jill Fields, zarządzający funduszem o wartości 2 mld dolarów dla Babson Capital Management w Springfield, Massachusetts. - Albo otrzymają pomoc albo staną przed ryzykiem upadku.
GM: bankructwo "nie jest opcją"
Sam koncern utrzymuje, że nie rozważa możliwości złożenia wniosku o bankructwo. Na razie GM intensyfikuje zabiegi w Waszyngtonie. Do kolejnych rozmów w sprawie ewentualnej pomocy rządowej doszło w środę. Wówczas Prezes zarządu Rick Wagoner, Alan Mulally z Forda i Robert Nardelli z Chrysler spotkali się z liderami amerykańskiego Kongresu. Sam Wagoner potwierdził, że jest w kontakcie z ekipą prezydenta-elekta Baracka Obamy.
Według nieoficjalnych informacji, GM, Ford i Chrysler potrzebują pożyczki w wysokości 50 mld dolarów. W przypadku bankructwa pracę straciłoby 2,5 mln osób w pierwszym roku, w tym pośród dostawców.
Oczekuje się, że pomoc z Waszyngtonu może przyjść w styczniu, jeszcze przed opuszczeniem Białego Domu przez George'a W. Busha. - Albo rząd federalny udzieli sektorowi finansowego wsparcia albo sektor umrze - powiedział Dennis Virag, prezes Automotive Consulting Group.
Źródło: bloomberg.com