Polsce nie grozi brak gazu - przynajmniej na razie. Jak dowiedział się "Dziennik Gazeta Prawna", w 2010 roku Rosja zwiększy dostawy do Polski z obecnych 7 do 8 mld m sześciennych. To powinno rozwiązać problemy, bo dzisiaj w polskim bilansie brakuje właśnie ok. miliarda m sześc. surowca.
Od początku 2009 roku Polska zabiega o zwiększenie dostaw gazu z Rosji, po tym, jak w trakcie kryzysu gazowego ze stycznia z rynku zniknęła RosUkrEnergo, szwajcarska spółka Gazpromu. O nowym kontrakcie krótkoterminowym (na ok. 2,5 mld m sześc. gazu), który uzupełniałby długoterminowy kontrakt jamalski (7 mld m sześc. w 2009 roku i 8 mld m sześc. po 2010 roku), z Rosjanami – dotychczas bezskutecznie – rozmawiają przedstawiciele MG i PGNiG.
Rząd nie wie, czy nie chce powiedzieć?
Okazuje się, że nie muszą. "DGP" ustalił, że Rosję do zwiększenia dostaw gazu zobowiązują zapisy kontraktu jamalskiego. - Nikt oficjalnie o tym powiedzieć nie może, bo to tajemnica handlowa, jednak w umowie obowiązującej do 2022 r. Rosjanie wyraźnie zobowiązują się do zwiększenia dostaw od 2010 r. - wyjaśniają osoby, które znają treść kontraktu.
Dodatkowy 1 mld m sześc. to ponad 7 proc. naszych rocznych potrzeb. Obecnie właśnie tyle brakuje w polskim bilansie gazowym. Dlatego w 2010 roku gazu powinno wystarczyć bez potrzeby zamawiania dodatkowych ilości.
PGNiG będzie miało więcej czasu na sfinalizowanie negocjacji z Gazpromem w sprawie dodatkowego, dwu-, trzyletniego kontraktu na dostawy surowca - ocenia "DGP".
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o Gudzowatego
Taka sytuacja stawia polskich negocjatorów w dość komfortowej sytuacji. A negocjacje z Rosjanami nie są łatwe. Zwłaszcza, że Gazprom chce zamian właścicielskich w EuRoPol Gazie - spółce będącej właścicielem polskiego odcinka gazociągu jamalskiego. Obecnie Gazprom i PGNiG mają po 48 proc. akcji EuRoPol Gazu. 4 proc. należy do Gas-Tradingu, którego głównym udziałowcem jest PGNiG (43 proc.), spółka zależna od Gazpromu (15 proc.) i Bartimpex Aleksandra Gudzowatego (36 proc.) Rosjanie chcą, by udziały Gazpromu i PGNiG w EuRoPol Gazie wyniosły po 50 proc. Tyle, że wg statutu spółki ostatnie zdanie ma w niej w spornych sprawach szef rady nadzorczej, a ten zawsze jest przedstawicielem Gazpromu.
– Postulatu tego nie możemy w żadnym wypadku spełnić. Oznaczałoby to bowiem faktycznie oddanie naszej strategicznej infrastruktury w ręce Kremla – przekonuje Janusz Kowalski, były członek zespołu ds. dywersyfikacji nośników energii w Ministerstwie Gospodarki (MG).
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu