Policja wypowiada wojnę słupom - internetowym przestępcom, piorącym pieniądze pochodzące z cyber-kradzieży. Zarzuty usłyszało już ponad sto osób. Uczestników nielegalnego procederu jest wielokrotnie więcej - podaje "Gazeta Wyborcza".
Jak szacuje policja, praniem pieniędzy pochodzących z internetowych kradzieży mogą się zajmować nawet setki osób. To głównie bezrobotni, studenci, nauczyciele - wszyscy, którzy szukają sposobu na dorobienie do niewielkiej pensji.
Zatrzymani tłumaczą, że skusiła ich atrakcyjna oferta pracy: "Stanowisko kierownicze. Tylko kilka godzin tygodniowo. Nie będziesz potrzebował żadnych wyjątkowych umiejętności" - cytuje treść ogłoszenia "Gazeta Wyborcza".
By podjąć pracę, wystarczy komputer z dostępem do sieci. Ogłoszenia rekrutacyjne można znaleźć nawet w oficjalnych uczelnianych biurach karier - czytamy.
Narzędzie w ręku cybergangów
Jakie są obowiązki? Nieskomplikowane: wystarczy przyjmować na swoje konto przelewy i zgodnie z telefonicznymi instrukcjami przekazywać je dalej. Na co można liczyć? Na 7-10 proc. od przelewanej kwoty.
To gaża jaką pobiera słup - pośrednik, kozioł ofiarny, narzędzie w ręku cybergangów. Przestępcom stosunkowo łatwo przychodzi wyłudzanie haseł i kodów dostępu do kont Polaków. Ale trzeba jeszcze zatrzeć ślady za wyprowadzonymi z nich pieniędzmi. Płyną one więc na rachunek bankowy słupa. I to słup potem pierze pieniądze - wyjmuje gotówkę i przekazuje ją za granicę, najczęściej do internetowych mafiosów Rosji lub Ukrainy - pisze "Gazeta Wyborcza".
Chwilę później słup wpada w ręce policji, a śledztwo utyka w martwym punkcie: policjanci z trudem są w stanie ustalić dalszą drogę gotówki.
"Nie ma świętych Mikołajów"
Jak szacują przedstawiciele Związku Banków Polskich, z kont Polaków, Niemców, Węgrów i Bułgarów może znikać miesięcznie nawet kilkadziesiąt milionów euro. Polskie słupy piorą najczęściej pieniądze kradzione z kont zagranicznych.
- To plaga - tłumaczy na łamach gazety dr Remigiusz Kaszubski, specjalista od bankowości elektronicznej z ZBP. - Widziałem, jak w małym miasteczku koło Szczecina policjanci wyprowadzali do aresztu nauczyciela. To był przykry widok. Ale dura lex, sed lex. Jeśli ktoś daje duże pieniądze za nic, to się zapala lampka ostrzegawcza. Nie ma Świętych Mikołajów - dodaje.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24