Francuzi po sześćdziesiątce muszą przygotować się na to, że będą dalej pracować. Prezydent Nicolas Sarkozy oświadczył w poniedziałek, że Francji nie stać na "dalsze odkładanie reformy emerytalnej" i że rząd złoży we wrześniu propozycję zmian w tej dziedzinie.
Po spotkaniu w poniedziałek z przedstawicielami związków zawodowych i pracodawców, szef państwa w krótkiej deklaracji dla prasy zaznaczył, że nie jest możliwe dalsze odraczanie reformy emerytalnej z uwagi na starzenie się społeczeństwa i pogłębiającą się dziurę w państwowej kasie ubezpieczeń. Dlatego - jak dodał - rząd złoży we wrześniu w parlamencie projekt ustawy regulującej tą kwestię.
Pałac Elizejski alarmuje, że jeśli w najbliższych latach nie przeprowadzi się wspomnianej reformy, to w dekadzie 2020-2030 w kasie ubezpieczeń emerytalnych zabraknie pieniędzy dla co piątego emeryta. W tym roku - według przewidywań - deficyt środków w kasie ubezpieczeń emerytalnych wyniesie 10 miliardów euro.
Francję czeka "wyż" emerytalny
Rozwiązaniem problemu jest - zdaniem rządu - przedłużenie czasu pracy przez zwiększenie okresu płacenia składek (obecnie 40,5 roku) lub też podwyższenie progu wiekowego uprawniającego do przejścia na emeryturę. Wynosi on we Francji nadal 60 lat. Przyjęta niedawno przez obecny rząd ustawa dopuszcza jednak przejście na emeryturę nawet w 70. roku życia, ale tylko wtedy, jeśli chce tego sam pracownik.
Jak dotąd francuskie związki zawodowe sprzeciwiają się zdecydowanie podwyższeniu progu emerytalnego, co pozostaje głównym punktem ich sporu z obecnym rządem.
Sarkozy planował odłożyć reformę do następnych wyborów prezydenckich w 2012 roku, ale zmienił zdanie z powody kryzysu i wzrostu zadłużenia państwa. System emerytalny we Francji w najbliższej dekadzie będzie silnie obciążony przez przechodzących na emeryturę pracowników urodzonych w powojennych latach wyżu demograficznego.
Źródło zdjęcia głównego: EPA