Turcja zablokowała w czwartek dostęp do Twittera, kilka godzin po tym, jak premier kraju Recep Tayyip Erdogan zagroził, że "wyrwie z korzeniami Twittera i pozostałe sieci (społecznościowe)" - poinformował turecki dziennik "Hurriyet". Działania Ankary skrytykowała w nocy z czwartku na piątek unijna komisarz ds. agendy cyfrowej Neelie Kroes.
Kroes określiła blokadę jako krok "bezpodstawny, bezużyteczny i tchórzliwy". "Turecki naród i wspólnota międzynarodowa uzna to za cenzurę. To jest bowiem ten przypadek" - napisała komisarz na swoim koncie na Twitterze.
The Twitter ban in #Turkey is groundless, pointless, cowardly. Turkish people and intl community will see this as censorship. It is.
— Neelie Kroes (@NeelieKroesEU) marzec 20, 2014
Użytkownicy, próbujący otworzyć witrynę Twittera są automatycznie kierowani na stronę z oświadczeniem tureckiego regulatora telekomunikacyjnego (TIB). Przytacza on cztery nakazy sądowe będące podstawą do zablokowania strony.
Twitter jak dotąd nie skomentował tych doniesień.
Premier kontra sieć
Wcześniej w czwartek w przemówieniu do swych zwolenników przed wyznaczonymi na 30 marca wyborami lokalnymi Erdogan powtórzył w ostrym tonie swoje wcześniejsze zapowiedzi, że będzie starał się ograniczyć dostęp do serwisów społecznościowych, takich jak np. YouTube. YouTube rozpowszechnił kilka rozmów telefonicznych Erdogana, na podstawie których jest oskarżany przez opozycję w toku kampanii wyborczej o nadużywanie władzy i sprzyjanie korupcji.
A prezydent zapewniał
Jeszcze na początku marca prezydent Turcji Abdullah Gul zapewniał, że nie ma mowy o zablokowaniu w tym kraju dostępu do portali Facebook i YouTube. Była to reakcja na słowa Erdogana, który sugerował taką możliwość. W opinii szefa rządu portale społecznościowe są wykorzystywane przez politycznych przeciwników do ataków na władze w Ankarze. Erdogan oskarżył charyzmatycznego kaznodzieję muzułmańskiego Fethullaha Gulena o publikowanie na portalach społecznościowych "sfabrykowanych" nagrań audio, sugerujących korupcyjne powiązania tureckiego premiera. Z tymi zarzutami nie zgadza się Gulen, który zapewnia, że nie miał z publikacją nagrań nic wspólnego. Zapewnił także, że nie wykorzystuje internetu do wywierania wpływu na turecką politykę
Autor: rf/tr / Źródło: PAP