Startuje najważniejsza impreza motoryzacyjna w Europie. Salon samochodowy w Genewie będzie otwarty dla publiczności w piątek, ale dziennikarze z całego świata już mogli zobaczyć najnowsze propozycje koncernów. Główna tendencja jaką wskazują, to "elektryfikacja motoryzacji".
Wyścig o pierwsze miejsce w masowej produkcji aut elektrycznych nabrał tempa wraz z wybuchem kryzysu w 2008 roku. Dzisiaj - przynajmniej według części obserwatorów - to droga jednodnokierunkowa. Na razie jednak mimo ogromnych postępów producenci aut są co najwyżej w jej połowie.
Do Genewy zjechało ponad 700 wystawców z 31 krajów, przygotowując prawie 170 światowych i europejskich premier.
Już pierwszego dnia zaskoczył Volkswagen: szef niemieckiego koncernu wyjawił, że chętnie kupiłby od Fiata markę Alfa Romeo. Buńczucznie przekonywał, że mógłby zwiększyć sprzedaż tych samochodów nawet czterokrotnie, do 400 tysięcy sztuk.
Seryjnie elektryczne
Volkswagen chciałby strącić Toyotę z pierwszego miejsca wśród największych producentów aut na świecie. Na razie jednak niemiecki gigant musi gonić rynek aut elektrycznych. - W 2013 roku planujemy rozpocząć seryjną produkcję samochodów elektrycznych. Po drugie chcemy pracować nad ulepszeniem napędu elektrycznego - wylicza prezes Volkswagena Martin Winterkorn.
Volkswagen musi gonić, bo konkurencja mu odjechała. Swoje w pełni elektryczne auta sprzedają już m.in. General Motors, Mitsubishi i należący do grupy Renault Nissan. Jednak to Volkswagen rzuca konkurentom rękawicę w postaci rekordowego zasięgu, co dla producentów elektrycznych aut jest jednym z największych technologicznych wyzwań.
- To auto - Volkswagen przynajmniej tak twierdzi - na silniku elektrycznym jest w stanie przejechać nawet 300 kilometrów. To na razie tylko prototyp, ale gdyby takie auto udało się produkować seryjnie, byłby to światowy rekord. Bo zwykle elektro-samochody na jednym ładowaniu baterii - które najczęściej trwa od 6 do 8 godzin - przejadą ok. 160 kilometrów - wskazuje Rafał Sekalski z magazynu "Auto Świat".
Drogie, ale oszczędne
- Bateria jest właśnie największą zagadką tej motoryzacji. Jej rozmiar, jej ciężar, jej temperatura, chłodzenie - to są problemy, które trzeba rozwiązać - dodaje Jan Okulicz z Polskeigo Towarzystwa Pojazdów Ekologicznych.
Problemem jest także cena takiego auta: niewielki w pełni elektryczny samochód kosztuje dziś około 150 tysięcy złotych. Oszczędza się za to na drodze, bo koszt przejechania stu kilometrów autem elektrycznym nie przekracza zwykle 5 złotych. To cztery razy mniej, niż najoszczędniejszymi autami spalinowymi.
W Genewie spotkać też można polskie akcenty. To tu swoją premierę ma Lancia Ypsilon, która w fabryce w Tychach zastąpić ma wielki polski hit eksportowy - Fiata Pandę.
Polski akcent
- To dla nas wielkie wydarzenie. Ilość dziennikarzy, która tłoczy się w tej chwili na stanowisku Lancii przekracza wszelkie wyobrażenie - cieszy się Maciej Ratyński, wiceprezes Chrysler Polska i szef marek Lancia i Jeep w naszym kraju.
To właśnie optymizm i atmosfera święta króluje na genewskich targach. Szefowie większości koncernów przyszłość widzą w jasnych barwach. - Wierzymy, że w tym roku uda nam sprzedać ponad 1,5 miliona samochodów. Jestem pewien że to będzie rekordowy rok zarówno dla Mini, jak i dla BMW. I oczywiście dla Rolls-Roysa - z uśmiechem mówi dyrektor sprzedaży BMW Ian Roberts.
To może być także dobry rok dla klientów. Szef General Motors w Europie nie spodziewa znacznego wzrostu cen swoich aut. - Nie będziemy mieli zbyt dużego pola manewru. W Europie mamy nadwyżkę mocy produkcyjnych, a klienci są wybredni i oczekują rabatów i promocji. Dlatego nie zakładamy znaczących podwyżek. Ceny wzrosną, ale niewiele - mówi prezes GM Europe Nick Reilly
Zarówno te droższe, jak i tańsze auta będzie można zobaczyć na własne oczy. Organizatorzy genewskiego salonu w czasie 11 dni targów spodziewają się 700 tysięcy gości.
//sk/k
Źródło: TVN CNBC