Urząd Regulacji Energetyki zrezygnował z kontroli taryf i pozwolił na całkowitą swobodę w ustalaniu cen przez firmy sprzedające energię - pisze "Dziennik". Od stycznia za energię drożej zapłacą wszyscy.
Od nowego roku prąd podrożeje o 10 - 15 proc. To nieuniknione, bo jego ceny trzymane od lat w ryzach należą dziś do najniższych w Unii Europejskiej - wyjaśnia gazeta.
Rachunki za prąd czteroosobowej rodziny mogą wzrosnąć średnio o 160 zł rocznie. Ale więcej zapłacimy nie tylko za światło. - Po kieszeni uderzy nas również wzrost cen żywności. Na tym jednak galopada cen się nie zakończy. Wyższe koszty zakupów czy usług przyczynią się do wzrostu inflacji. A to z kolei zmobilizuje Radę Polityki Pieniężnej do dalszego podwyższania stóp procentowych. W efekcie w górę zapewne pójdą ceny kredytów - prorokuje "Dziennik".
Wyrównanie cen
Spółki handlujące prądem już dziś zaczynają kalkulować ceny, które zaproponują od nowego roku. - Ze wstępnych rozmów z elektrowniami, od których kupujemy energię, wynika, że taryfy mogą u nas zwiększyć się o prawie 12 proc. - informuje "Dziennik" Janusz Moroz z zarządu RWE, niemieckiej spółki sprzedającej prąd na terenie Warszawy.
Przez podwyżkę zacznie się szybkie wyrównywanie różnic między Polską a pozostałymi krajami Wspólnoty. Dziś różnica w cenie 1 MWh między Niemcami a Polską dochodzi do 20 euro. - W ciągu roku, dwóch całkowicie urynkowimy ceny. Ten proces najbardziej zliberalizowanym rynkom skandynawskim zajął kilkanaście lat - podkreśla Paweł Dobrowolski, ekspert branży energetycznej z firmy doradczej Deloitte.
Jedyne pocieszenie, że po nowym roku możemy liczyć na to, że przed niekontrolowanymi podwyżkami prądu uchroni nas prawdziwa konkurencja. Prąd możemy bowiem kupować od 22 dostawców.
Źródło: PAP, rai.tv, arch.poznan.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24