Doradcy kredytowi, to w Polsce pierwsze ofiary kryzysu finansowego, twierdzi "Metro". Jeszcze niedawno zarabiali nawet po 20-30 tys. zł miesięcznie. Teraz muszą zaciskać pasa - ich pensje spadły nawet o 80 proc.
Gazeta podaje przykłady. Oto jeden z nich: doradcy z mało znanego Domu Kredytowego "Notus" najczęściej nie mieli w swojej firmie nawet umowy o pracę. Dostawali służbowy telefon, szukali klientów i pomagali im uzyskać w banku pożyczkę. Niektórzy w najlepszych miesiącach zarabiali po 50 tys. zł. - Teraz na nasze konta wpływa góra 20 proc. tego, co jeszcze dwa miesiące temu - zdradza jeden z pracowników.
Eksperci od rynku pracy potwierdzają, że dla bankowców i doradców kredytowych skończyło się pożyczkowe eldorado, które trwało przez ostatnie dwa lata. Według danych Związku Banków Polskich w 2006 r. Polacy pożyczyli na mieszkania 44 mld zł, a w 2007 r. prawie 60 mld zł. Prognozy na ten rok mówiły o 68 mld zł, ale ZBP już wycofał się z tej prognozy.
- Mieliśmy do czynienia z kompletnie nienormalną sytuacją. Wzrost gospodarczy był na poziomie 4 proc., w podobnym tempie rosła wydajność pracy, a kredytami zachłysnęliśmy się, jakbyśmy przeżywali jakiś wielki boom. Takie zachowanie nie wróżyło niczego dobrego, bo mogło doprowadzić do podobnego krachu co w USA - komentuje Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".
Źródło: Metro
Źródło zdjęcia głównego: TVN24