Już niedługo sklepy z tzw. dopalaczami, mogą zniknąć z polskich miast - zapowiada dziennik "Polska". Powód? Przygotowywana specjalna ustawa. Dopalaczami nazwano substancje działające na ludzką świadomość podobnie jak narkotyki, ale obecnie formalnie nie figurującymi na liście środków niedozwolonych.
Jak wyjaśnia "Polska", właściciele sklepów będą musieli wycofać większość towaru, w tym najbardziej popularne produkty, po tym jak posłowie wciągnęli na listę narkotyków 17 substancji, które stanowią składniki tak zwanych smart drugów. Nie będzie można ich sprzedawać ani posiadać w innych celach niż medyczne lub naukowe - pisze "Polska".
Firmy żyjące z handlu dopalaczami liczą jednak, że nie wszystko stracone. Na pomoc ruszył im bowiem Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, który wydał nowym przepisom negatywną opinię. Urząd stwierdził, że ustawa łamie unijne prawo do swobodnego przepływu towarów pomiędzy krajami członkowskimi, bo część substancji, których chce się u nas zakazać, jest dozwolona w innych państwach "27".
Co zrobi Unia?
Rząd musiałby udowodnić, że te ograniczenia służą ochronie zdrowia publicznego w Polsce. - Będzie to trudne - twierdzi w rozmowie z "Polską" Magdalena Krakowiak z biura prasowego UKIE.
Projektodawca zamiast zakazać wprowadzanie do obrotu związków o działaniu psychotropowym lub produktów zawierających ich określone stężenie, zakazują sprzedaży całych gatunków roślinnych. Także tych niezagrażających zdrowiu. - Nie prowadzono dogłębnych badań nad wieloma z tych substancji - przyznaje Piotr Jabłoński, szef Krajowego Biura Przeciwdziałania Narkomanii. Istnieje też obawa, że na zakazie skorzystają dilerzy narkotyków - podkreśla "Polska".
Warto zwrócić uwagę, że podobny zakaz przygotowywany jest w Niemczech, gdzie na legalnym rynku także pojawiły się analogiczne produkty, często pod tymi samymi nazwami co w Polsce.
Źródło: tvn24.pl, "Polska", PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN