Wpłynęły tylko trzy wnioski taryfowe, ale URE nie ujawnia, jaką skalę podwyżek proponują.
Jak dowiedziała się "Rz", oczekiwania branży co do wzrostu cen elektryczności mogą być znaczące – sięgać nawet 10–15 proc. Co oznaczałoby, że za każdą megawatogodzinę gospodarstwa domowe musiałyby zapłacić o 25–37 zł więcej.
Prąd zdrożeje o 6-7 proc.
Gazeta uważa, że prezes URE Mariusz Swora raczej nie zgodzi na taką skalę podwyżki. Rozmowy mogą się zakończyć kompromisem i według ekspertów elektryczność raczej zdrożeje średnio o 6–7 proc. Argumenty przemawiające za podwyżkami to wzrost kosztów w spółkach ze względu na dodatkowy obowiązek – nabycia energii z metanu. Rośnie też od 2011 roku stawka VAT o 1 proc., do 23 proc.
Urząd zatwierdza tylko cenniki dla gospodarstw domowych, bo dla biznesu ceny zostały uwolnione kilka lat temu. URE też określa poziom opłat dystrybucyjnych, czyli za dostarczenie energii do odbiorców, a te stanowią blisko połowę rachunku przeciętnej rodziny.
Firmy zapłacą jeszcze więcej
Sytuacja wygląda coraz gorzej, jeżeli chodzi o rynek energii dla firm. Oficjalnie żadna spółka węglowa nie informuje o podwyżkach cen paliwa dla energetyki, ale jak dowiedziała się „Rz”, Kompania Węglowa – skupiająca połowę polskich kopalń – przymierza się do zaproponowania energetykom aż 30-proc. podwyżki. W elektrowniach przełożyłoby się to na ok. 15-procentowy wzrost cen, bo paliwo to mniej więcej połowa kosztów produkcji energii elektrycznej, a podwyżka cen prądu w takiej sytuacji oznacza obciążenie większą ceną węgla finalnego odbiorcy prądu.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu