Brytyjska BBC w programie "Panorama" zajęła się sprawą łapówek, które miały rzekomo być wręczane polskim lekarzom przez przedstawicieli koncernu farmaceutycznego GlaxoSmithKline. O sprawie, jako pierwsi, informowali dziennikarze "Uwagi!" i "Superwizjera" TVN. Zajmuje się nią już polska prokuratura i CBA. Koncern zapewnia, że chodziło jedynie o program edukacyjny oraz, że współpracuje z organami ścigania.
Dziennikarze programu BBC "Panorama" poinformowali w niedzielę wieczorem, że śledztwo obejmuje 11 lekarzy i przedstawiciela regionalnego GSK. Zarzuty dotyczą rzekomej korupcji w latach 2010-2011 przy promowaniu leku na astmę Seretide, znanego także pod nazwą Advair.
BBC w programie przytoczyło wypowiedzi Jarosława Wiśniewskiego, byłego przedstawiciela koncernu GSK w Łodzi. - To proste równanie. Płacimy lekarzom i w zamian wypisują recepty na nasze leki. Nie płacimy i nie widzimy recept z naszym produktem - powiedział Wiśniewski.
Jak podała BBC, w sprawie przedstawiono zarzuty menadżerowi regionalnemu GSK na teren województwa łódzkiego oraz kilkunastu lekarzom, którzy mieli przyjmować wynagrodzenia od przedstawicieli koncernu w zamian za wypisywanie recept na konkretne leki.
BBC zaznaczyła, że jeśli zarzuty się potwierdzą, to oznacza, że GSK mogła złamać także brytyjskie i amerykańskie prawo zakazujące koncernom przekupywanie zagranicznych podmiotów. O sprawie poinformował tez Reuters.
Fikcyjne wykłady
Jak wyglądał proceder? Z informacji udzielonych TVN przez Krzysztofa Kopanię, rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Łodzi, wynika że chodziło o organizowanie całkowicie fikcyjnych pogadanek naukowych, w zamian za co lekarze otrzymywali pieniądze. W rzeczywistości, jak twierdzi prokuratura, układ był inny.
- Pieniądze w ramach funkcjonującego programu naukowego przekazywano za wypisywanie konkretnej liczby recept - powiedział Kopania. Zapewnił, że prokuratorzy analizując zgromadzone dowody zaobserwowali wzrost sprzedaży leków firmy, której menadżer zamieszany był w proceder. W przypadku jednego lekarza zapadł już wyrok skazujący. Rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz 10 tysięcy złotych grzywny. Doktor przyznał się do winy i zgodził na karę, aby uniknąć długotrwałego śledztwa i sądowego procesu.
Zobacz materiały "Superwizjera" TVN i "Uwagi!" TVN dotyczące sprawy.
Odpowiedź GSK
Co na to GSK? BBC przytoczyło oświadczenie firmy, w którym podkreśla ona, że programy naukowe miały na celu jedynie poprawę standardów diagnostycznych i szkolenia medyczne dla lekarz w Polsce od 2010 do 2012 roku.
"Sesje te były prowadzone przez wyspecjalizowanych pracowników służby zdrowia, którzy na podstawie umów zawarty z GSK, otrzymywali płatności zgodnie z zakresem pracy i poziomu ich wiedzy i doświadczenia. Prowizje w ramach programu zostały ustalone z polskimi ośrodkami zdrowia. Po trzymaniu zarzutów dotyczących prowadzenia programu w woj. łódzkim GSK zbadała sprawę. Dochodzenie wykazało praktyki sprzeczne z polityką GSK, dokonywane przez jednego pracownika. Został on ukarany. Nadal badamy sprawę i współpracujemy ze śledczymi" - głosi oświadczenie.
Amerykanie: pełna jasność jest konieczna
Zagraniczne serwisy zwracają uwagę, że polska sprawa nie jest odosobniona. W Chinach wybuchła wielka afera łapówkarska, w którą zamieszani są również pracownicy GSK. Jak twierdzą śledczy cytowani przez światowe media, dwudziestoprocentowy wzrost sprzedaży koncernu to wynik zakrojonego na szeroką skalę procederu łapówkarskiego. Według policji nie chodziło tylko o wycieczki czy pieniądze; w grę wchodziło nawet zapewnianie usług seksualnych dla lekarzy, którzy gwarantowali wzrost sprzedaży oferowanych przez firmę produktów. Proceder agresywnego marketingu mającego na celu zwiększenie sprzedaży stosowano również w Stanach Zjednoczonych. Doszło tam do dwóch głośnych procesów, w wyniku których giganci farmaceutyczni: korporacje Pfizer i GSK zgodziły się w ramach ugody z rządem USA zapłacić kary sięgające w sumie ponad 5 miliardów dolarów. Wszystko to za nielegalne praktyki marketingowe.
Ujawnić łapówki
W USA koncerny zostały zmuszone do ujawnienia apanaży, jakie wypłacają lekarzom. Teraz każdy pacjent może w internecie sprawdzić, ile firma farmaceutyczna zapłaciła jego lekarzowi i na własne oczy przekonać się, czy lekarz działa dla dobra pacjenta czy na zlecenie farmaceutycznego giganta. Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann uważa, że w Polsce takich przepisów nie można wprowadzić nie łamiąc konstytucji. - Liczymy jednak na dobrą wolę producentów leków. Będziemy temu kibicować - stwierdził polityk w wywiadzie udzielonym "Superwizjerowi" TVN. Zrzeszająca polskie oddziały największych producentów leków, Infarma poinformowała, że branża ma własny kodeks etyczny i pracuje nad możliwością ujawnienia danych o kwotach wypłacanych lekarzom. Nad wprowadzeniem systemów wzorowanych na amerykańskich zastanawiają się również inne europejskie organizacje zrzeszające producentów leków.
Autor: mn//bgr / Źródło: BBC, Reuters, Superwizjer TVN, Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: TTV