JP Morgan chce zgody z polskimi politykami - pisze "Puls Biznesu". Amerykański bank zapracował sobie w ostatnich miesiącach miano na "wroga sprawy polskiej". Fatalne prognozy dla naszej gospodarki, "wciskanie" opcji walutowych polskim firmom i kołysanie naszą giełdą - to główne zarzuty wobec JP.
JP Morgan Chase, jeden z największych na świecie banków inwestycyjnych, w ostatnich miesiącach dorobił się sporego czarnego PR i stał się obiektem częstych ataków ze strony polityków - przypomina gazeta.
Wicepremier Waldemar Pawlak powiedział nawet, że "menedżerowie JP Morgan podejmują działania uderzające w polską gospodarkę". Amerykanie długo milczeli, ale w końcu się przełamali. Z informacji "Pulsu Biznesu" wynika, że w 9 lipca u ministra skarbu Aleksandra Grada gościł Bill Winters, szef pionu inwestycyjnego JP Morgan. Miał wyjaśniać wszystkie nieporozumienia, jakie przez miesiące narosły między Polską a bankiem.
- Amerykanie nie mogą wyjść ze zdumienia, czytając wypowiedzi polityków oraz informacje polskich mediów na swój temat. Spiski czy działania na czyjąś szkodę nie mieszczą w kategoriach działania tego rodzaju instytucji, które muszą bardzo dbać o reputację - mówi gazecie anonimowo osoba związana z bankiem.
Wszystkie grzechy JP Morgan
Pierwszy raz JP Morgan podpadł w październiku 2008 roku, kiedy opublikował raport, z którego wynikało, że kryzys walutowy mocniej uderzy w złotego niż forinta. - Polska wydaje się mieć mniejszą poduszkę niż Węgry i w razie kryzysu zostałaby prawie bez rezerw - napisali ekonomiści JP.
Polscy ekonomiści i politycy walczyli wtedy o reputację kraju przekonując, że gospodarka Madziarów jest w nieporównywalnie gorszej sytuacji niż nasza, co, wnioskując po późniejszych danych makro, okazało się być prawdą. Mimo to w późniejszych prognozach bank nie złagodził stanowiska.
Miesiąc później bank obniżył prognozę wzrostu polskiego PKB w 2009 roku do 1,5 proc., co było jedną z najniższych ówcześnie prognoz. Potem było już tylko gorzej. Na sesji 12 listopada WIG20 tracił aż 9,1 proc. Tuż przed zamknięciem sesji indeks poszedł w górę o 5 proc. Zlecenia, które odwróciły obraz sesji i wprowadziły zamieszanie na parkiecie, poszły z rachunku JP Morgan.
Jakiś czas później bank napisał, że w grudniu w grudniu 2009 roku euro będzie kosztowało 2,81 zł - 1 zł poniżej prognozy z końca listopada. Szybko się z tego wycofał, tłumacząc, że to pomyłka, bo chodziło mu o dolara. Do fali wyprzedaży i tak słabego złotego nie doszło.
Jeszcze później pojawiły się informacje, że właśnie JP Morgan był jednym z kilku banków dostarczających na polski rynek opcji walutowych.
Udobruchać ministra
Miarka przebrała się w związku ze sprawą emisji akcji PKO BP. Pod koniec kwietnia bank podpisał umowę właśnie z JP Morgan na doradztwo przy tej operacji. Amerykanie przygotowali trzy warianty uplasowania emisji: dokapitalizowanie przy rezygnacji z wypłaty dywidendy za 2008 r., wypłatę połowy zysku i emisję akcji na kwotę o zbliżonej wartości lub wypłatę całej dywidendy z dokapitalizowaniem w wysokości równej podzielonemu zyskowi. Wybór padł na trzecią opcję. Ta jednak okazała się niemożliwa ze względów prawnych.
Umowa z JP Morgan przestała obowiązywać kilka dni temu. Ministerstwo rozpisało nowy konkurs na doradcę prywatyzacyjnego. Zgłosili się wszyscy ci, którzy liczą się na rynku.
We wtorek "Rzeczpospolita" informowała, że nie ma wśród nich JP Morgan. Jednak z informacji "Pulsu Biznesu" wynika, że Amerykanie również złożyli ofertę.
Źródło: Puls Biznesu
Źródło zdjęcia głównego: TVN24