Nigdy wcześniej samochody spalinowe w Norwegii nie sprzedawały się tak słabo. Było ich zaledwie 1000 na 130 tysięcy wszystkich, które wyjechały z norweskich salonów w 2024 roku - wynika z raportu OFV, organizacji monitorującej norweski rynek motoryzacyjny.
Norweskie salony w minionych dwunastu miesiącach sprzedały prawie 130 tysięcy nowo wyprodukowanych aut, co stanowi minimalny wzrost wobec 2023 roku. Tylko co dziesiąty samochód nie był napędzany wyłącznie silnikiem elektrycznym. W tej liczbie mieszczą się też pojazdy hybrydowe, które w stanowiły 8 proc. całości sprzedaży. Tylko 986 nowo zarejestrowanych stanowiły auta z silnikiem benzynowym.
Jakie auta wybierają Norwegowie?
Co piątym sprzedanym w Norwegii elektrykiem była Tesla. Daleko za marką Elona Muska na kolejnych miejscach znalazły się odpowiednio: Volvo, Volkswagen, Toyota i Skoda. Pochodzące z Chin BYD, MG i XPeng zajęły odległe miejsca.
Eksperci sądzą, że sprzedaż nowych aut w nowym roku będzie nadal bardziej rosła, a auta elektryczne jeszcze silniej zdominują rynek.
- W 2024 roku wiele osób odłożyło zakup nowego samochodu lub zrezygnowało z niego, prawdopodobnie w oczekiwaniu na obniżki stóp procentowych i umocnienie się korony - ocenia Oyvind Solberg Thorsen, dyrektor zarządzający OFV.
Norwegowie zmienili preferencje
Szef OFV oczekuje szybszego wzrostu norweskiej gospodarki w 2025 roku. W połączeniu z licznymi zapowiadanymi premierami nowych modeli i utrzymaniem zachęt promujących auta elektryczne, ich sprzedaż może nabrać jeszcze większego tempa. Norwegowie zmienili też swoje preferencje. Solberg Thorsen wskazuje, że z roku na rok kupowane przez nich nowe auta są mniejsze i tańsze.
Rząd w Oslo kilka lat temu zdecydował, że sprzedaż nowego elektrycznego auta osobowego za cenę do 500 000 NOK (około 200 000 zł) będzie zwolniona z podatku VAT. To dziś główna zachęta, z której korzystają nabywcy.
W przeciwieństwie do Polski, elektryki nie mogą w miastach parkować za darmo. Prawo zobowiązuje gminy do pobierania od elektryków niższych opłat za wjazd do centrum miasta czy parkowanie, ale nie ma mowy o nieodpłatnym postoju w śródmieściach norweskich miast. Od lata 2024 roku auta elektryczne nie mogą już poruszać się w Oslo tzw. buspasami.
Dlatego Christina Bu, kierująca Norsk Elbiforening, zrzeszeniem użytkowników aut elektrycznych, twierdzi, że na popularność tych aut wśród Norwegów mają wpływ nie tylko zachęty finansowe, których jest coraz mniej, ale również rosnące koszty zakupu samochodów o tradycyjnym napędzie.
- Od 2012 roku opłata importowa wliczana w cenę nowego samochodu spalinowego wzrosła dwukrotnie. Cena paliwa zwiększyła się co najmniej o 50 proc. Do tego dochodzą koszty eksploatacyjne, które w przypadku elektryków są nieporównywalnie niższe niż przy autach spalinowych - mówi w rozmowie z PAP dyrektorka Norsk Elbilforening.
Bu jest pewna, że jazda samochodem elektrycznym w Norwegii zawsze już pozostanie tańsza niż autem spalinowym. Według danych prezentowanych przez jej stowarzyszenie, właściciele ładują baterie swoich aut najczęściej w domu. Choć cena norweskiego prądu jest płynna i zmienia się nawet co godzinę, rząd gwarantuje jej wysokość dla gospodarstw domowych, i koszt 1 kWh rzadko przekracza 80 ore, (około 30 groszy). Dlatego przejechanie 100 kilometrów najczęściej kosztuje norweskiego kierowcę nie więcej niż równowartość 6 złotych.
Norwegia gotowa na auta elektryczne
Norwegia jest też światowym liderem w zakresie rozbudowy infrastruktury niezbędnej dla elektrycznych aut. Według norweskiego biura statystycznego SSB, na koniec grudnia 2024 jedna szybka ładowarka o mocy co najmniej 50 kW przypadała na 19 zarejestrowanych samochodów elektrycznych. Łącznie było ich prawie 10 tysięcy.
- A dziś większość z nich to instalacje o mocy 150 kW - podkreśla w rozmowie z PAP Christina Bu. - Niemal wszystkie należą do prywatnych operatorów i każdego miesiąca pojawiają się dziesiątki kolejnych punktów, gdzie kierowca w kilkanaście minut może naładować swoje auto. Cena kilowata waha się w granicach 6 NOK, czyli około 2 zł. Z 8331 punktów do ładowania dostępnych na Wisłą według Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności na koniec listopada 2024, tylko 30 proc. stanowiły stacje o mocy powyżej 22 kW, a cena ładowania w Polsce jest niemal równa tej w Norwegii.
Niemal cała energia elektryczna produkowana w Norwegii (89,6 procent na koniec listopada 2024 roku) pochodzi ze źródeł odnawialnych. Wytwarzana jest głównie przez hydroelektrownie. Władze w Oslo postawiły za cel, by w 2025 roku każde nowo zarejestrowany w tym kraju samochód osobowy był zeroemisyjny. - Do jego osiągnięcia pewnością mimo wszystko trochę zabraknie - przyznaje kierujący OFV Oyvind Solberg Thorsen.
Tymczasem w Polsce, jak wynika z danych Licznika Elektromobilności uruchomionego przez Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego i Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności, pod koniec listopada ub.r. po naszych drogach jeździły 136 404 samochody osobowe z napędem elektrycznym, w tym 70 342 aut w pełni elektrycznych i 66 062 hybrydy typu plug-in. Liczba samochodów dostawczych i ciężarowych z napędem elektrycznym wynosiła 7 833 szt.
Pod koniec listopada 2024 r. w Polsce funkcjonowało 8 331 ogólnodostępnych punktów ładowania pojazdów elektrycznych. 30 proc. z nich stanowiły szybkie punkty ładowania prądem stałym (DC), a 70 proc. – wolne punkty prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock