Kiedy Aaron Ricks, mieszkaniec Scottsdale w amerykańskim stanie Arizona, zrobił sobie przerwę na lunch w środę 13 listopada, zauważył, że coś zwisa z okolic silnika jego samochodu. Był to wąż, który prawdopodobnie był czyimś zwierzęciem domowym.
- Myślałem, że to torba na zakupy albo jakiś plastik - powiedział. - Podszedłem do samochodu, żeby zobaczyć, co to jest, i byłem zupełnie zszokowany, widząc wielkiego węża, który patrzył mi prosto w oczy - opisywał.
Boa dusiciel, którego Ricks prawdopodobnie przywiózł do Scottsdale z okolic leżącej nieopodal Mesy, ewidentnie potrzebował ratunku. Mężczyzna zadzwonił więc na policję, która to przekierowała go do straży pożarnej w Scottsdale.
- Dyspozytorki były zabawne - opowiadał Ricks, dodając, że powtarzały "przepraszam, co pan zgłasza?". - Myślę, że strażacy, którzy przyjechali na miejsce, na początku byli bardzo sceptyczni. Powiedzieli, że nie wierzą, że w samochodzie mógłby być wąż - dodał.
Obyło się bez poważnych obrażeń
Dave Folio, jeden ze strażaków biorących udział w akcji, opisywał, że trzeba było zdjąć osłonę podwozia samochodu, aby wyciągnąć węża.
Boa dusiciel, który okazał się samicą, trafił pod opiekę pracowników Phoenix Herpetological Sanctuary. Początkowo także oni nie mogli uwierzyć w to odkrycie, byli jednak wdzięczni za to, że mogli przyjąć węża, który miał dużo szczęścia.
- Kiedy zwierzęta wchodzą do silników, to nigdy nie kończy się dobrze - powiedział Mason Brill z Phoenix Herpetological Sanctuary. - Właściwie się tam smażą, a tej dziewczynie nic nie jest jest. Ma tylko lekkie oparzenie, ale to nic poważnego.
Brill dodał, że bardzo liczy na to, że wkrótce odnajdzie się właściciel węża, dzięki czemu gad wróci do domu.
Źródło: FOX10, CNN
Źródło zdjęcia głównego: Scottsdale Fire Department