Na włoskiej wyspie Stromboli doszło do silnej erupcji wulkanu. W jej wyniku do morza zaczęły wpadać duże fragmenty skał, a nad morzem uniosła się ogromna chmura dymu i popiołu. Turyści i mieszkańcy uciekali w panice.
Do silnej erupcji wulkanu doszło w środę około południa na włoskiej wyspie Stromboli położonej na Morzu Tyrreńskim. Jak podaje Instytut Geofizyki i Wulkanologii (Istituto Nazionale Geofisica e Vulcanologia) chmura dymu i popiołu unosiła się na wysokości dwóch kilometrów. Mieszkańcy wyspy i turyści uciekali przed pyłem i kamieniami. Na razie nie ma informacji, by komuś coś się stało.
Ucieczka przed żywiołem
Elena Schier, 19-latka z Sycylii, żeglowała w okolicy Stromboli, kiedy doszło do wybuchu wulkanu. Aparatem telefonicznym nagrała swoją ucieczkę przed chmurą piroklastyczną, czyli produktami wybuchu wulkanicznego wyrzucanymi na powierzchnię Ziemi. Zalicza się do nich między innymi bloki wulkaniczne, lapille, pyły i popioły wulkaniczne.
- Płynęliśmy w bezpiecznej odległości zgodnie z zaleceniami, kiedy nagle usłyszeliśmy głośny huk i zobaczyliśmy wielką czarną chmurę wydobywającą się z krateru Stromboli i wpadającą do morza - relacjonowała w rozmowie z CNN Elena. Dodała, że w pewnej chwili chmura znajdowała się kilka metrów od rufy łodzi, ale dzięki jej ojcu, który był u steru, udało im się uciec przed żywiołem.
Kolejna erupcja tego lata
To już druga erupcja Stromboli w tym roku. Poprzedni wybuch był w lipcu. W pierwszych dniach sezonu urlopowego doszło do silnych eksplozji, po których uniosła się chmura dymu. Turyści wypoczywający wówczas na plaży rzucali się w panice do morza. Ewakuowano około 100 mieszkańców. Zginął 35-latek, a trzy osoby zostały ranne.
Jak podał burmistrz Wysp Liparyjskich Marco Giorgianni, ofiarą śmiertelną lipcowej erupcji był włoski turysta.
Wyspę Stromboli tworzy czynny wulkan o wysokości ponad 900 metrów. Według relacji turystów na Stromboli spadł wtedy niemal deszcz lapilli, czyli wulkanicznych cząstek. Wywołały one serię pożarów w różnych częściach wyspy.
Autor: anw/rp / Źródło: Reuters, CNN