W piątek, 24 lipca, Adam Jerzykowski przepłynął maraton morski. Wszystko dla swojego dziadka i aby pomóc trzem fundacjom. Do wydarzenia przygotowywał się przez dwa lata.
W piątek 24 lipca po dwóch latach przygotowań łodzianin i doradca podatkowy Adam Jerzykowski przepłynął wpław maraton morski z Helu do Gdyni. Mężczyzna przy okazji tego wyczynu, zbiera pieniądze dla trzech fundacji: Fundacji Gajusz, Fundacji MG 13 i Caritas Archidiecezji Łódzkiej. Trwają licytacje na serwisie wspieram.to i na Allegro. Zakończą się w połowie sierpnia.
W osiem godzin z Helu do Gdyni
Jerzykowski wypłynął z plaży na Helu o godz. 11.03, a do Gdyni dopłynął po 8 godzinach i 13 minutach, dokładnie o godz. 19.17.
- Pierwsze dziesięć kilometrów to była czysta zabawa, euforia, radość doprowadzenia projektu do tego etapu - mówił w rozmowie z tvnmeteoactive.pl Adam Jerzykowski. - Potem popsuła się pogoda, dodatkowo płynięcie utrudniały fale przybojowe, które wybijały mnie z rytmu i nie pozwalały płynąć - dodaje.
W linii prostej dystans wynosi 18,5 km, ale według załogi asekurującej łódki odległość ta wynosiła około 24 km.
- Targało mną, nadrabiałem drogi - mówi Jerzykowski.
Przeszkoda na drodze
Podczas przedsięwzięcia sternik poinformował Jerzykowskiego, że musi natychmiast podjąć decyzję - czy zwiększyć tempo, czy na chwilę się zatrzymać. Jego trasę za chwilę miał przeciąć ogromny kontenerowiec, wpływający do portu w Gdyni.
- Spróbowałem sprintu. Zaczęło robić mi się zimno, wolałem więc przyśpieszyć. Z jednej strony podjąłem dobrą decyzję, bo zrobiło mi się cieplej. Ale też bardziej zmęczyłem się - mówi Jerzykowski.
Adam Jerzykowski po pierwszych krokach na plaży od razu zatopił się w ramionach wzruszonej rodziny.
- Było to fenomenalne doświadczenie, zmieniające całe życie - mówi. - Kosztowało mnie to dwa lata życia - dodaje.
Wielka determinacja pływaka
Piotr Kosielski, lekarz sportowy, który całą akcję nadzorował z łódki, był zdumiony.
- Mówił, że widział wiele rzeczy w swoim życiu, ale takiej determinacji jeszcze nie spotkał - mówi Jerzykowski. - To są jego własne słowa - dodaje.
Pływaka wszyscy ostrzegali, że po takim wysiłku organizm będzie dochodził do siebie przez nawet dwa tygodnie.
- Miałem czuć się jak podczas grypy. Sam siebie zaskoczyłem. Na plaży byłem oszołomiony, niewiele do mnie dochodziło - mówi Jerzykowski. - Tego dnia poszedłem spać o godz. 3. Następnego ranka absolutnie nic mi nie było - dodaje.
"Mam już plany"
Jak ocenia Adam Jerzykowski, było to fenomenalne doświadczenie. Już planuje kolejne morskie wyprawy wpław.
- Mam już plany, ale na razie nie chcę ich zdradzać - mówi Jerzykowski.
Autor: mab/mk / Źródło: tvnmeteoactive.pl