"Listopad: bezszelestny upadek wszystkiego". Poetyczne słowa Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej przychodzą na myśl, gdy patrzę za okno na szare, pochmurne niebo i bezlistne drzewa.
Upadają liście, opadają nastroje. W redakcji TVN Meteo pojawiają się komentarze do pogody typu "jak nie zobaczę słońca w ciągu 24 godzin to zwariuję", "słońce w ogóle nie wschodzi". Inne stwierdzenia nie nadają się do publikacji. Jest depresyjnie i tak jeszcze przez "chwilę" pozostanie.
Wyżowa listopadowa pogoda to niskie, jednorodne chmury stratus, to mgły i zimna wilgoć. Obecną smutę w pogodzie przynosi nam wyż o pięknym imieniu Robin z centrum nad północno-zachodnią Rosją. Rozściela stratusy i mgły od wschodniej Ukrainy przez Białoruś, Polskę po kraje nadbałtyckie, Finlandię i Szwecję.
Złota jesień
Złoty blask i urok, jaki posiadają wyże we wrześniu i październiku, ginie gdzieś w listopadzie. A jeszcze nie dawno, w październiku, TVN Meteo zasypana została malowniczymi zdjęciami zamglonych poranków. Przy ziemi ścieliły się pasma mgieł i dymów, nad nimi górowało delikatne słońce. Natura malowała polskie jesienne pejzaże. A malowała je jak zwykle wschodnimi wyżami oraz inwersją temperatury.
Obszar słabogradientowy
Mnie urzekł jesienny poranek na zdjęciu z Góry Zborów w rejonie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Jeden rzut oka meteorologa na płożące się dymy z kominów wiejskich domów wystarczy, by wiedzieć, jaka sytuacja baryczna kształtowała pogodę. Wyż znad zachodniej Rosji sięgał głęboko klinem po Bałkany, Morze Śródziemne i zachodnią Europę. Na mapie synoptycznej z dnia 26.10.2014 godz. 00 UTC, sporządzonej przez Deutscher Wetterdienst, widać, że południe Polski, gdzie znajduje się Góra Zborów, znalazło się w obszarze słabo gradientowym, w którym ruch powietrza był słaby, niewielki, a chwilami żaden.
Nocą nastąpiło silne wypromieniowanie ciepła z powierzchni ziemi i wychłodzenie przypowierzchniowej warstwy powietrza. Temperatura więc najniższa była przy gruncie, a wraz z wysokością rosła. Podobnie było w innych częściach kraju, na Podkarpaciu, Ziemi Łódzkiej, Mazowszu. Sondaż aerologiczny (badanie stanu atmosfery w profilu do 30 km) z Warszawy pokazał tej nocy inwersję temperatury (odwrócenie), tzn. wzrost z wysokością, a nie spadek, co najczęściej ma miejsce w atmosferze do wysokości około 15 km. Wzrost temperatury w stolicy odnotowany był do wysokości około 650 m npm, później nastąpiła izotermia czyli niezmienność temperatury wraz z wysokością. Naturalny spadek temperatury rozpoczął się dopiero od około 1900 m npm. Jest bardzo prawdopodobne, że tego poranka na Górze Zborów było cieplej niż w położnej u jej stóp wsi.
Zablokowany ruch powietrza ku górze
Malownicze, zawijające w dolinie dymy z kominów są jak papierek lakmusowy pogody wyżowej, są namacalnym dowodem ruchów osiadających w wyżu, ruchów zstępujących, blokujących ruch powietrza ku górze. Taką postać dym przybiera, gdy warstwa inwersji temperatury sięga od ziemi powyżej wysokości komina. Przy słabym ruchu powietrza w poziomie dym wznosił się na niewielką wysokość i odległość, po czym rozpływał się w powietrzu.
Czy sucha, meteorologiczna analiza odbiera urok porankowi na zdjęciu? Wcale! Dobrze wiedzieć, skąd takie cuda w przyrodzie!
Autor: Arleta Unton-Pyziołek / Źródło: TVN Meteo
Źródło zdjęcia głównego: www.fotokrajobrazy.pl