Kalifornijscy naukowcy potwierdzili, że dym z pożarów może być bardziej szkodliwy dla organizmu ludzkiego niż zanieczyszczenia powietrza z innych źródeł. Ich analiza danych wykazała, że nawet nieznaczny wzrost stężenia pyłu PM2,5 może przyczynić się do zwiększenia liczby chorych na schorzenia układu oddechowego.
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego przeanalizowali zapisy z pierwszych wywiadów lekarskich z okresu 14 lat z kilku lokalnych szpitali. Dzięki nim stwierdzili, że drobne cząstki, pochodzące z dymu pożarowego mogą być kilkakrotnie razy bardziej szkodliwe dla układu oddechowego człowieka niż cząstki stałe pochodzące z innych źródeł, takich jak spaliny samochodowe. Chociaż to rozróżnienie zostało wcześniej zidentyfikowane w eksperymentach laboratoryjnych, nowe badanie potwierdza to na poziomie populacji.
Szkodliwy pył PM2,5
Nowa praca badawcza, skoncentrowana na danych z południowej Kalifornii, ujawniła ryzyko związane z drobnymi cząstkami pyłu PM2,5. Cząsteczki te mają średnicę do 2,5 mikrona, a więc około jednej dwudziestej średnicy ludzkiego włosa. Są zawarte w dymie pożarowym i mogą przenikać do dróg oddechowych i krwiobiegu człowieka, powodując poważne uszkodzenia narządów.
Badanie, które ukazało się 5 marca w czasopiśmie naukowym "Nature Communications", zostało przygotowane przez dwie osobne jednostki Uniwersytetu Kalifornijskiego - Instytut Oceanografii Scrippsów i Szkołę Zdrowia Publicznego i Nauk o Długości Życia Człowieka imienia Herberta Wertheima.
Aby oddzielić pyły PM2,5 wytwarzane z powodu pożarów od innych źródeł zanieczyszczeń, badacze skupili się na skutkach wiatru Santa Ana - suchego, silnego wiatru, który od października do marca wieje w południowej części stanu Kalifornia. Drugą miarą były dane dotyczące dymu pochodzenia pożarowego z Systemu Mapowania Zagrożeń amerykańskiej Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej (NOAA).
Oszacowano, że wzrost natężenia pyłu PM2,5 o 10 mikrogramów na metr sześcienny, który pochodzi ze źródeł innych niż pożary, spowodował, że liczba chorych na schorzenia układu oddechowego, zwiększyła się o 1 procent. Taki sam wzrost natężenia pyłu, ale już pochodzenia pożarowego sprawił, że do szpitali trafiło od 1,3 do 10 procent pacjentów z chorobami układu oddechowego więcej.
Zachwiane normy
Jedna z autorów badania, Rosana Aguilera stwierdziła, że analizy sugerują, że założenie, że wszystkie cząstki o określonej wielkości są tak samo toksyczne, może być niedokładne. Z kolei skutki pożarów - nawet z dużej perspektywy czasowej - stanowią problem dla zdrowia ludzkiego.
- Istnieją progi dotyczące dziennych norm ilości PM2,5 w powietrzu - powiedział Aguilera. - Problem polega na tym, że nie uwzględniają różnych źródeł emisji pyłu - dodała.
W chwili obecnej nie jest jasne, dlaczego pył PM2,5 powstały w wyniku pożaru jest bardziej szkodliwy dla ludzi od tego z innych źródeł. Naukowcy są jednak zdania, że w świetle tych doniesień, próg norm jakości powietrza, powinien być ustalany zgodnie z liczbą potencjalnych źródeł emisji szkodliwych pyłów, szczególnie w regionach narażonych na częste pożary.
Mogą być coraz bardziej niebezpieczne
Silne porywy wiatru Santa Ana niejednokrotnie przyczyniają się do rozprzestrzeniania pożarów w południowej Kalifornii. Wiatr ma także tendencję do przechwytywania dymu i kierowania go w zaludnione regiony przybrzeżne. Z powodu zmian klimatycznych deszczowa pora w regionie zaczyna się później, co wydłuża sezon dla Santa Ana. Dodatkowo, wraz ze wzrostem populacji w dzikich obszarach miejskich, wzrasta ryzyko wybuchów pożarów.
Współautor badania Tom Corringham wskazał na konsekwencje dla zmian klimatycznych.
- Ponieważ warunki w południowej Kalifornii stają się cieplejsze i bardziej suche, spodziewamy się wzrostu aktywności pożarów. Badanie to pokazuje, że szkody spowodowane przez dym z pożarów mogą być większe niż wcześniej sądzono, co przemawia za działaniami mającymi na celu prewencję i załagodzenie zmian klimatu - stwierdził.
Autor: kw/dd / Źródło: sciencedaily.com
Źródło zdjęcia głównego: NASA Earth Observatory