Rozpoczęty w poniedziałek strajk pracowników Deutsche Post rozszerza się. W środę pracę przerwało 11 tys. osób, w tym listonosze i dostarczyciele paczek. Zdaniem poczty większość przesyłek dociera do odbiorców. Pracodawcy ostrzegają przed skutkami strajku.
Związek zawodowy pracowników niemieckiej poczty (Deutsche Post) ogłosił w poniedziałek bezterminowy strajk po fiasku sześciu rund negocjacji z kierownictwem przedsiębiorstwa. Związkowcy domagają się podwyżek i skrócenia tygodniowego wymiaru pracy. Według Deutsche Post w środę w strajku uczestniczyło 11 tys. pracowników. Jak twierdzą związkowcy, pracę porzuciło 14,5 tys. osób, w tym 6,5 tys. dostarczycieli paczek.
Paczki docierają
Kierownictwo niemieckiej poczty poinformowało, że pomimo akcji protestacyjnej 88 proc. listów i 93 proc. paczek dociera do odbiorców.
Związek zawodowy sektora usług Ver.di domaga się podwyżki płac o 5,5 proc. oraz skrócenia tygodniowego wymiaru pracy z 38,5 do 36 godzin dla 140 tys. zatrudnionych. Sedno konfliktu dotyczy planów rozbudowy 49 regionalnych centrów dostarczania przesyłek. Zatrudnieni w nich pracownicy - ok. 6 tys. osób - są opłacani nie według stawek Deutsche Post, lecz branży logistycznej, które są z zasady niższe. Ver.di domaga się objęcia tych pracowników taryfą Deutsche Post. W zamian związkowcy zgadzają się zrezygnować z podwyżek zaplanowanych na 2015 rok, ale pod warunkiem jednorazowej wypłaty 500 euro i podwyżki w wysokości 2,7 proc. w 2016 roku. Deutsche Post odrzuciła te postulaty.
Kolejny raz
To już kolejny strajk w Deutsche Post w ostatnich tygodniach. Pod koniec maja dziennik "Tagesspiegel" pisał, że firma wykorzystuje pracowników DHL z Polski, by ograniczyć skutki strajku dostarczycieli przesyłek. Zdaniem związkowców Polacy zostali wykorzystani jako łamistrajki. Prezes Federalnego Stowarzyszenia Niemieckich Pracodawców (BDA) Ingo Kramer powiedział, że fala strajków może zaszkodzić dobrej reputacji, jaką cieszy się niemiecki biznes. Związki zawodowe działające w byłych przedsiębiorstwach państwowych często nie są zainteresowane w szybkim osiągnięciu porozumienia - zauważył Kramer w wywiadzie dla dziennika "Passauer Neue Presse". Szef BDA ostrzegł, że Niemcy zaczynają być postrzegane jako "kraj strajków". Utrwalenie takiej opinii, stawiającej pod znakiem zapytania solidność niemieckiej gospodarki, byłoby fatalne dla kraju - powiedział Kramer. W minionych miesiącach w Niemczech strajkowali m.in. piloci i maszyniści pociągów, a także pracownicy przedszkoli.
Autor: mn / Źródło: PAP