W poniedziałek w Brukseli rozpoczyna się kolejna runda negocjacji w sprawie brexitu. Jest to ostatnia próba przełamania impasu w rozmowach przed zaplanowanym na przyszły tydzień unijnym szczytem. Brytyjski negocjator David Davis nie pojawił się w Brukseli.
- Piłka jest teraz po stronie Unii - oświadczyła w poniedziałek brytyjska premier Theresa May w związku z rozpoczęciem kolejnej, piątej rundy rozmów o brexicie. - Piłka jest jak najbardziej po stronie Wielkiej Brytanii - odparł z kolei rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas.
Ważne kwestie
Rozmowy, które będą się toczyć od poniedziałku do czwartku, mają dotyczyć praw obywatelskich, rozliczeń finansowych oraz organizacji procesu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Będą w nich uczestniczyć trzy techniczne grupy robocze oraz zespół koordynacyjny. Tym razem główni negocjatorzy, Michel Barnier (z ramienia KE) i David Davis, podsumują je dopiero w czwartek na końcowej konferencji prasowej. Sam Davis nie pojawił się w poniedziałek w Brukseli, wywołując spekulacje prasy na temat nadziei, jakie brytyjski rząd wiąże z tymi pertraktacjami.
Rozpoczynająca się tura rozmów miała być w założeniu ostatnim etapem pierwszej fazy negocjacji, której efekty miał przypieczętować przyszłotygodniowy szczyt przywódców krajów członkowskich. Obecny stan i atmosfera rozmów skłaniają jednak do przypuszczeń, że do tego czasu żadne znaczące porozumienie nie zostanie osiągnięte.
3 października, informując Parlament Europejski o stanie rozmów z Londynem, Barnier ostrzegł, że w trzech zasadniczych kwestiach negocjacyjnych rozmowy nie przyniosły jak dotąd na tyle "satysfakcjonującego postępu", by można było przystąpić do kolejnego etapu, czyli ustalania warunków przyszłych relacji pomiędzy stronami.
Twarde stanowisko Brukseli
Stanowisko strony unijnej, sformułowane 29 kwietnia 2017 r., pozostaje niezmienne: żeby przystąpić do rozmów na temat przyszłych stosunków z UE, W. Brytania musi wpierw spełnić trzy podstawowe warunki, tzn. rozwiązać kwestie przyszłego statusu obywateli UE w Zjednoczonym Królestwie i obywateli brytyjskich w państwach Unii, uregulować sprawę granicy między Irlandią a Irlandią Północną oraz osiągnąć porozumienie ws. rozliczeń finansowych.
W dotychczasowych rozmowach Londyn starał się unikać jednoznacznych deklaracji co do sposobu, w jaki chciałby spełnić te warunki, zwłaszcza finansowe, próbując jednocześnie powiązać negocjowane kwestie z wstępnymi rozmowami na temat przyszłych stosunków handlowych. Jedną z takich prób była np. propozycja uregulowania kwestii granicy irlandzkiej z jednoczesnym ustaleniem zasad przyszłego przepływu towarów.
By zwiększyć swoje szanse w rozmowach, rząd May podejmował równolegle wysiłki dyplomatyczne, starając przekonać do swojego stanowiska poszczególne kraje członkowskie. Zabiegi te nie przyniosły jednak skutku; 27 państw pozostających w Unii solidarnie popiera stanowisko głównego negocjatora UE, Barniera, i nie podejmuje rozmów z Londynem za plecami Brukseli.
Ofensywa bez rezultatów
Zamierzonych efektów nie przyniosła również rozpoczęta w sierpniu brytyjska ofensywa propagandowa, której zwieńczeniem było przemówienie premier May wygłoszone 22 września we Florencji. Zapowiadając przełom w negocjacjach i przeniesienie ich na nowy poziom, May oświadczyła, że Wielka Brytania wywiąże się ze swych zobowiązań finansowych, zarówno jeśli chodzi o bieżący budżet UE, jak i długofalowe zobowiązania w ramach międzynarodowych programów pomocowych. Zaproponowała przy tym dwuletni okres przejściowy, który pozwoliłby obu stronom przygotować się do nowych warunków prawnych i gospodarczych. Po szczegółowej analizie UE uznała jednak te pomysły za kolejną próbę obejścia wstępnych warunków rozmów.
Z propozycji przedstawionych przez Londyn wynika, że Wielka Brytania jest gotowa łożyć do unijnej kasy jeszcze w 2019 i 2020 roku. Tymczasem rozliczenie wieloletniego budżetu UE, na który zgodziły się brytyjskie władze, będzie sięgało 2023 roku. - Premier jasno stwierdziła, że Wielka Brytania dotrzyma swoich zobowiązań powziętych w czasie członkostwa w UE. Na razie nie określamy, jakie są te zobowiązania, na to przyjdzie czas później - przekonywał tydzień temu w Brukseli Davis.
- Nigdy nie zgodzimy się, żeby w kwestii brexitu "27" zapłaciła za to, co zostało zdecydowane przez 28 państw UE. Podatnicy nie powinni ponosić konsekwencji decyzji, których nie podjęli - odpowiadał Barnier.
Jedyną kwestią, w jakiej obu stronom udało się osiągnąć pewien postęp, to prawa obywateli. Wielka Brytania zgodziła się na "bezpośrednie stosowanie" w swoim prawodawstwie rozwiązań, które znajdą się w końcowym porozumieniu z UE. - To bardzo ważne, by zapewnić naszym obywatelom możliwość odwołania się w kwestii swoich praw, zdefiniowanych w porozumieniu o wyjściu, przed sądami w Wielkiej Brytanii - mówił w Strasburgu Barnier. Londyn wciąż jednak nie jest chętny do poddania się w tym zakresie jurysdykcji Trybunału Sprawiedliwości UE.
W obliczu przedłużającego się impasu oraz coraz silniejszej pozycji zwolenników twardego brexitu w partii brytyjskich konserwatystów, obydwie strony coraz częściej biorą pod uwagę, że Wielka Brytania może opuścić Unię Europejską 29 marca 2019 r. bez zawarcia umów, które regulowałyby warunki Brexitu i kształt przyszłych stosunków.
Autor: tol/gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN