Na giełdzie w Mediolanie w piątek zawieszono czasowo notowania banków, co pociągnęło w dół światowe rynki. - We Włoszech powstał populistyczny rząd, którego filozofia ekonomiczna może być receptą na globalną katastrofę - mówi profesor Witold Orłowski.
W czwartek włoski rząd ogłosił, że planowany deficyt budżetowy na trzy najbliższe lata wyniesie 2,4 proc. PKB i będzie znacznie większy niż cel, jaki wyznaczały sobie poprzednie władze w Rzymie. W piątek zareagowała giełda w Mediolanie (spadek o 4,12 proc.), rynki globalne i notowania euro; inwestorzy zaczęli wyprzedawać włoskie obligacje, których rentowność poszybowała w górę. Europejski komisarz do spraw ekonomicznych Pierre Moscovici skrytykował plany wydatków włoskiego rządu, a tamtejszy dług publiczny nazwał "ładunkiem wybuchowym".
Unia Europejska naciska na Rzym, by ograniczył wydatki i zapanował nad zadłużeniem, które wynosi 131 proc. PKB, obawia się bowiem - jak pisze Reuters - że kondycja gospodarcza Włoch doprowadzi do kolejnego kryzysu w strefie euro.
Recepta na katastrofę
Gdy okazało się, że Rzym zmierza do konfrontacji z Brukselą, akcje kilku banków spadały tak szybko, iż wstrzymano na pewien czas ich notowania. - Sytuacja Włoch, jako jednej z największych światowych gospodarek powinna wywoływać jeszcze większy niepokój, ponieważ jej zapaść, (...) a zwłaszcza próba rozwiązania problemów poprzez wyjście ze strefy euro to recepta na katastrofę na skalę światową - wyjaśnia w rozmowie z PAP prof. Orłowski, ekonomista, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Zdaniem Orłowskiego kryzys włoski, zważywszy na skalę tej gospodarki, fakt, że od 20 lat trwa ona w stagnacji i na złą kondycję tamtejszych banków, byłby ogromnym ciosem dla strefy euro, a ryzyko jest tym większe, że "nigdy nie wiadomo, co będzie z populistycznym rządem", który proponuje zarazem ograniczanie podatków i zwiększanie wydatków. "Antysystemowe partie tworzące rządzącą koalicję (...) Liga (skrajna prawica) i Ruch Pięciu Gwiazd (skrajna lewica) wygrały z umiarkowanym ministrem gospodarki Giovannim Trią, który chciał utrzymać deficyt na poziomie 1,6 procent, bardziej kompatybilnym z wymaganiami europejskich partnerów" - wyjaśnia francuski dziennik finansowy "Les Echos".
Potężny dług
Deficyt budżetowy Italii wprawdzie nie przekracza wyznaczonego przez UE pułapu 3 proc., ale kolosalny dług publiczny - największy w Europie po Grecji - sprawia, że Unia domaga się od Rzymu zrównoważenia finansów i unikania ryzyka, które zagroziłoby całej strefie euro. Jednak rząd zamierza za pomocą deficytu finansować swoje obietnice wyborcze, jak zablokowanie podwyżki podatku VAT, wprowadzenie dochodu podstawowego, wycofanie reformy emerytalnej i wprowadzenie podatku liniowego oraz hojne programy społeczne.
- Najbardziej niepokoi filozofia tego rządu, czyli zarazem redukcja podatków, czyli zmniejszenie dochodów (państwa) i zwiększenie wydatków. Chyba jeszcze nigdy w historii nie zdarzył się taki rząd. To rząd szaleńców - komentuje prof. Orłowski. "Bez wątpienia rząd Włoch będzie się starał sfinansować ten deficyt poprzez rynki finansowe, skoro nie chce zwiększać presji fiskalnej. Ale przy zadłużeniu, które osiągnęło już 131 proc. PKB, koszty takiego finansowania mogą być nie do zapłacenia, zwłaszcza że agencje ratingowe mogą ponownie obniżyć notę kraju" - pisze "Les Echos". W istocie, rentowność 10-letnich obligacji włoskich wzrosła w piątek o 3,2 proc.; różnica między oprocentowaniem włoskich papierów dłużnych a niemieckich bundów - uważanych za najbezpieczniejsze - wzrosła do 275 pkt. "To oznaka skrajnego zdenerwowania inwestorów" - wyjaśnia dziennik.
"Płacą za to ludzie"
Moscovici nie grozi jeszcze Rzymowi, ale wyraźnie go upomina: "Jeśli rośnie dług, kraj ubożeje. A w końcu płacą za to ludzie (...) Uprawianie polityki ekspansywnej, gdy jest się zadłużonym, grozi tym, że obróci się to przeciw tym, którzy to robią" - cytuje komisarza "La Stampa". Analitycy finansowi zwracają więc uwagę na ryzyko ekonomiczne i polityczne: z jednej strony oprocentowanie włoskiego długu może sięgnąć wkrótce 3,5 proc., co spowoduje "obawy o spłacalność długu" - zwraca uwagę firma Capital Economics.
Z drugiej - wicepremier i przywódca Ligi Matteo Salvini oznajmił, że Rzym jest gotów przeciwstawić się Brukseli. - Jeśli UE chce otworzyć drugi (po brexicie) front we Włoszech, to zapraszamy - powiedział deputowany Ligi Alberto Bagnai. A wreszcie wszelkie te ryzyka i problemy wezmą pod uwagę agencje ratingowe - prognozuje AP. "Moody's, który już ogłosił negatywną perspektywę wobec noty Baa2, jaką daje Włochom, zapowiada, że wyda nową opinię pod koniec października" - podaje agencja. "Obawy, że polityka Włoch zaszkodzi unii walutowej, sprawiły, że spadł kurs euro. Rząd podkopuje zaufanie rynków do włoskiej gospodarki" - pisze "Les Echos". Inwestorzy obawiają się, że "pierwszy od drugiej wojny światowej we Włoszech i w całej zachodniej Europie w pełni populistyczny rząd" może rozważać wyjście ze strefy euro; pojawia się ryzyko "zakażenia" włoskim kryzysem finansowym innych rynków - napisał "Economist". Prof. Orłowski uważa, że Włochy wprawdzie "balansują od dawna na krawędzi katastrofy", ale jeśli rząd nie wpadnie na pomysł, by opuścić unię walutową, to włoska gospodarka uniknie poważnego kryzysu. - Póki Włosi są w strefie euro, nie grozi im panika (inwestorów) i kryzys - mówi. Zastrzega jednak, że w Italii "największe ryzyko to ryzyko polityczne, jakie niesie rząd szaleńców".
Autor: tol//dap / Źródło: PAP