Już od stycznia ma być zniesiony limit, powyżej którego najlepiej zarabiający nie płacą składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe. Pracę nad projektem ostro krytykuje NSZZ Solidarność, stając w tym przypadku ramię w ramię z pracodawcami. Zdaniem związkowców to "groźna ustawa", a tryb prac "jest naruszeniem elementarnych zasad dotyczących właściwego procesu legislacyjnego".
Rząd skierował do Sejmu pod koniec października projekt zmiany ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, znoszący limit 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia, od którego potrąca się składki na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Pierwsze czytanie projektu odbyło się już 9 listopada. Tymczasem projekt mocno krytykują zarówno związki zawodowe, jak i pracodawcy.
Tryb konsultacji
Jak przypomina Solidarność na swojej stronie internetowej, projekt w ogóle nie został skierowany do Rady Dialogu Społecznego, a jedynie bezpośrednio do konsultacji w trybie art. 19. ustawy o związkach zawodowych. I to dopiero w dniu przyjęcia go przez Komitet Stały.
Przyjęcie nowelizacji ustawy w trybie, jaki przyjął rząd, a więc z pominięciem Rady Dialogu Społecznego, będzie zdaniem Prezydium Komisji Krajowej NSZZ Solidarność "złamaniem zasad prawidłowej legislacji i może być zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny".
"Związek negatywnie opiniując sam projekt, ostro skrytykował rząd za łamanie elementarnych zasad dialogu społecznego" - czytamy w stanowisku.
Także zdaniem organizacji pracodawców Business Centre Club (BCC) nagłe ujawnienie prac na projektem, który został równolegle przesłany do konsultacji społecznych i Komitetu Stałego Rady Ministrów, narusza tryb konsultacji społecznych.
"Może to wskazywać, iż kluczowym celem proponowanych zmian jest zapewnienie dodatkowych przychodów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w celu obniżenia jego powiększającego się deficytu" - wskazuje BCC.
Poważne konsekwencje
Opiniując sam projekt, związkowcy zwrócili uwagę, że w długofalowej perspektywie doprowadzi do znacznego rozwarstwienia wysokości wypłacanych emerytur i powstania tzw. kominów emerytalnych. Im więcej teraz odprowadzą dobrze zarabiające osoby na składki, tym w przyszłości ich emerytury będą musiały być wyższe. Zdaniem związkowców będzie to stanowiło w przyszłości problemem dla FUS i może doprowadzić do "destabilizacji finansowej".
Zastrzeżenia wzbudzają również potencjalne skutki dla rynku pracy, które będą odczuwalne niemal natychmiast dla 350 tys. osób.
"Podniesienie kosztów zatrudnienia dla firm o ponad 1 mld zł rocznie w najbliższych 10 latach jest trudne do zaakceptowania. To bardzo dużo, zwłaszcza że odpływ pracowników spowodowany obniżeniem wieku emerytalnego i zmianami demograficznymi jest i będzie znaczący" - wskazał BCC.
Gigantyczne koszty dla pracodawców to - według związkowców - zaproszenie do tego, by najlepiej zarabiające osoby przechodziły do "pozakodeksowych form zatrudnienia, a więc umów cywilnoprawnych i samozatrudnienia". To z kolei podważa realność szacowanych przez rząd wpływów do FUS - wskazała Solidarność. Według związkowców zamiast "tworzyć kominy emerytalne" należy oskładkować umowy cywilnoprawne i upowszechniać obowiązek płacenia składek.
To już kolejny raz, kiedy Solidarność krytykuje propozycje PiS. Związek nie szczędził słów krytyki po tym, jak sejmowa komisja zaproponowała ograniczenie handlu, zamiast jak zakładał obywatelski projekt we wszystkie niedziele, tylko we dwie w miesiącu. Przewodniczący Solidarności Piotr Duda mówił o "głębokiej rysie na współpracy z PiS-em".
Projekt zmian
Przygotowany przez Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej projekt zakłada zniesienie limitu, powyżej którego najlepiej zarabiający nie płacą obecnie składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe.
Obecnie, w przypadku osób osiągających miesięczne przychody powyżej 10 tys. 700 zł, po przekroczeniu progu 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia, nie jest odprowadzana składka na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. W tym roku próg ten wynosi 127 tys. 890 zł. Z wyliczeń MRPiPS wynika, że dotyczy to jedynie około 2 proc. osób podlegających ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu.
Zniesienie limitu przyniesie wzrost przychodów FUS o ok. 7,4 mld zł. Z drugiej strony może to spowodować zmniejszenie przychodów budżetowych z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT), od osób prawnych (CIT) i może się przełożyć na zmniejszenie przychodów z tytułu składki na ubezpieczenie zdrowotne. W efekcie w budżecie pozostanie ok. 5,4 mld zł.
Wiceminister Marcin Zieleniecki zapewniał, że projekt nie jest podyktowany potrzebą bieżącego zasilenia budżetu.
- Oczywiście mamy świadomość, że koszty sfinansowania przyszłych świadczeń dla najlepiej zarabiających będą wyższe niż obecnie, ale uważamy, że przede wszystkim wymóg zachowania równości w systemie ubezpieczeń społecznych, by każdy płacił składki od całości przychodu, przemawia za tym, by takie rozwiązanie wprowadzić - podkreślał w tym miesiącu w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Zieleniecki nie podzielał też pojawiających się opinii, że projekt spowoduje ucieczkę najlepiej zarabiających specjalistów z etatu w samozatrudnienie. Wskazał, że część tych osób pracuje w budżetówce i "w tym wypadku taka możliwość nie będzie występować".
Zmiany miałyby wejść w życie od 1 stycznia 2018 r. i objęłyby ok. 350 tys. osób.
Autor: ms//bgr / Źródło: tvn24bis.pl