Ujemne fundusze własne, udzielanie pożyczek bez oceny zdolności kredytowej, trzyosobowy zarząd składający się z kierowcy, jego syna i "figuranta" - to sytuacja w nieistniejącej już SKOK im. Św. Jana z Kęt, przedstawiona we wtorek posłom przez zarządcę komisarycznego.
Sejmowa podkomisja, zajmująca się sytuacją w spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych, wysłuchała we wtorek byłego zarządcy komisarycznego SKOK im. Św. Jana z Kęt Teresy Stankiewicz-Haupy, powołanej przez KNF.
Relacjonowała ona posłom m.in., że SKOK im. Św. Jana z Kęt w latach 2003-09 udzielała pożyczek dla osób fizycznych i osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą "bez oceny zdolności kredytowej", a przyjęte zabezpieczenia były nieadekwatne do wielkości wpłat. Ponad połowa pożyczek była przeterminowana. Kasa wykazywała w efekcie od 2008 roku stratę netto.
Osoby w zarządzie
Zarząd SKOK św. Jana z Ket był trzyosobowy - relacjonowała komisarz. Prezes był kierowcą z zawodu i pracownikiem firmy budowlanej, drugim członkiem zarządu był jego syn, a trzecim "figurant", przywoływany w sytuacjach, gdy trzeba było podjąć decyzję. Rada nadzorcza także składała się z trzech osób i były to osoby wskazane przez prezesa kasy. Wszystkich pożyczek kasa udzielała według zmiennej stopy procentowej, natomiast depozyty były oprocentowane stałą stopą. Ponad połowa członków kasy, mówiła Stankiewicz-Haupa, nie miała opłaconych udziałów, wielu nie zdawało sobie bowiem sprawy, że są jej udziałowcami. Mechanizm pozyskiwania udziałowców, jak relacjonowała komisarz, był następujący: ktoś chciał, by kasa udzieliła mu pożyczki, otrzymywał więc najpierw deklarację członkowską Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, potem deklarację udziałowca kasy, otrzymywał pożyczkę, a po jej ewentualnym spłaceniu niejednokrotnie zapominał o wypełnionych deklaracjach.
Kolejne działania?
Komisarz podkreśliła, że nieistniejąca już Kasa im. Św. Jana z Kęt mogłaby jej zdaniem działać dalej. Jednak Kasa Krajowa nie pomogła w jej restrukturyzacji, nie udzieliła wsparcia finansowego, nie wyraziła też zainteresowania jej przejęciem. Zgłosił się bank komercyjny - Alior Bank - który przejął w końcu tę kasę, uzyskując jednocześnie wsparcie z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. W prokuraturze złożone zostało zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w tej kasie. - Ta relacja pokazuje, że kłopoty kas nie zaczęły się w momencie objęcia nadzorem przez KNF - komentował te informacje poseł Sławomir Kopyciński (niezrzeszony). Do relacji komisarza ustosunkowali się obecni na posiedzeniu podkomisji przedstawiciele Kasy Krajowej SKOK. Prezes SKOK Rafał Matusiak podkreślił, że SKOK im. Św. Jana z Kęt odnotowała stratę netto dopiero w 2012 r. Przekonywał, że była inna kasa, która była gotowa przejąć tę kasę, rozwiązanie to było popierane przez Kasę Krajową, ale nie doszło do skutku. Przedstawiciele Kasy Krajowej argumentowali, że Kasa Krajowa SKOK nie mogła wydawać pieniędzy z funduszu stabilizacyjnego na ratowanie SKOK im. Św. Jana z Kęt, bo nie otrzymała od zarządcy komisarycznego odpowiedniego programu naprawczego. Natomiast w latach 1999-2012 Kasa Krajowa przeprowadziła w SKOK im. Św. Jana z Kęt szereg postępowań i udzieliła tej kasie wielu zaleceń, w związku z udzielanymi kredytami.
Kasa Krajowa się wtrąci?
Posłów interesowały kwestie możliwości ingerencji Kasy Krajowej w skład zarządu SKOK im. Św. Jana z Kęt. Przedstawiciele Kasy Krajowej argumentowali, że ustalała ona jedynie kryteria, jakie musieli spełniać członkowie władz kas (np. wykształcenie średnie, doświadczenie w zarządzaniu), ale wyboru władz rada nadzorcza każdej kasy dokonywała samodzielnie. Dopiero po wejściu w życie ustawy o SKOK z 2009 r. KNF uzyskała prawo zatwierdzania władz kas. Jeśli zaś chodzi o prezesa SKOK im. Św. Jana z Kęt, to w 2005 r. uzyskał on wyższe wykształcenie w zakresie zarządzania. Z tą argumentacją nie zgodził się obecny na posiedzeniu podkomisji wiceprzewodniczący KNF Wojciech Kwaśniak. Podkreślił, że w myśl ustawy o SKOK-ach z 1995 r. była wymagana zgoda Kasy Krajowej na powołanie władz poszczególnych kas. Poinformował też, że KNF zidentyfikowała sytuację w Kasie św. Jana z Kęt jako trudną od razu po przejęciu nadzoru nad kasami, na przełomie 2012 i 2013 r. Jednak Kasa Krajowa wcześniej nie interweniowała w sprawie tej kasy. Nie było też warunków prawno-finansowych, by SKOK im. Św. Jana z Kęt mogła przejąć inna kasa. W momencie powołania zarządcy komisarycznego, w lipcu 2013 aktywa tej kasy wynosiły 76 mln zł, fundusze własne - 14 mln zł, a wartość zgromadzonych depozytów to 88 mln zł - mówił Kwaśniak.
Sprawy własne
Wtorkowe posiedzenie rozpoczęło się od polemiki nt. dalszego funkcjonowania podkomisji. Poseł Jerzy Żyżyński (PiS) złożył wniosek, by ją rozwiązać, bo jej dalsze prace mogą doprowadzić do paniki wśród klientów SKOK-ów i banków, a to z kolei może doprowadzić do katastrofy finansów publicznych. Poza tym, zdaniem Żyżyńskiego, cel działania podkomisji jest głównie polityczny. - Byli ludzie, którzy w niektórych SKOK-ach popełnili przestępstwa, ale cały sektor dobrze funkcjonował - argumentował Żyżyński, dodając, że powodem kłopotów SKOK-ów stało się złe prawo. Przewodniczący podkomisji Marcin Święcicki (PO) odpowiedział, że tylko Komisja Finansów Publicznych może zakończyć działalność podkomisji, bo to ona ją powołała. Podkomisja, dodał, została powołana, by wyjaśnić, jak to się stało, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiał wypłacić tylko klientom SKOK-ów ponad 3 mld złotych, podczas gdy w czasie całej poprzedniej działalności wypłacił tylko 800 mln zł. Joanna Mucha (PO) złożyła wniosek o wyłączenie z podkomisji posła Jerzego Szmita (PiS), z powodu możliwego konfliktu interesów. Szmit wyjaśnił jednak, że wraz z objęciem mandatu poselskiego rozwiązał wszystkie umowy, wiążące go ze SKOK-ami.
Autor: mn / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Schutterstock