Rubel stracił w poniedziałek ponad 12 procent - to był najgorszy dzień dla rosyjskiej waluty od 1998 roku, kiedy to Rosja Borysa Jelcyna bankrutowała. Wtedy sprawa była prosta - Rosja była biedna, a ropa bardzo bardzo tania, zabrakło więc pieniędzy na spłatę długów. Dziś sytuacja jest bardziej skomplikowana.
Rosyjski bank centralny w poniedziałek zorganizował trzy aukcje, w czasie których oferował zwykłym rosyjskim bankom pieniądze w formie pożyczek. Dwie aukcje były w dolarach, a jedna w rublach. Z tych dolarowych rosyjskie banki wzięły 6,3 mld USD. Na aukcję w rublach nie zgłosił się nikt. A do wzięcia było 700 mld na trzy lata. Żaden bank tego nie chciał.
Nieskuteczne interwencje banku centralnego
Wracając do aukcji dolarowych - dla Bank of Russia to forma interwencji w obronie rubla. Jak banki komercyjne pożyczą dolary od banku centralnego, to nie będą musiały kupować ich na rynku, sprzedając ruble. Czyli poprzez aukcje można zmniejszyć podaż rubli na rynku, która sprawia, że kurs rubla jest coraz niższy. Tak to powinno działać, ale, jak wiemy, nie działa. Rubel i tak traci.
Aukcje (nazywają się FX repo) wprowadzono w listopadzie, kiedy ogłoszono, że kurs rubla nie będzie już ograniczany i że nie będzie już obowiązkowych interwencji walutowych. Interwencje ograniczono, bo zbyt szybko zużywały się w nich dolary z rezerw walutowych Rosji. Tych rezerw jest wprawdzie aż 420 mld dolarów, ale na początku roku było ich 510 mld. Stracić w ciągu roku blisko 100 mld dolarów na nieskuteczne interwencje - to robi wrażenie.
W listopadzie Rosja myślała tak: rubla osłabiają spekulanci, bo przy codziennych interwencjach banku centralnego łatwo jest grać przeciw rublowi - jeśli uwolnimy kurs i zrezygnujemy z interwencji, dalsze osłabianie rubla zrobi się ryzykowne i po paru dniach waluta się ustabilizuje. Ten plan działał przez kilkanaście dni. W grudniu Rosja na interwencje walutowe wydała już ponad 5 mld dolarów, rezerwy walutowe dalej topnieją.
Wszystko się może zdarzyć
W poniedziałek Bank of Russia wydał też bardzo dziwny, lakoniczny komunikat, że nakazuje giełdzie, aby zabroniła niektórym inwestorom handlu kontraktami terminowymi na indeks giełdy RTS - a dokładnie tym inwestorom, którzy w przeszłości manipulowali. I tyle. Poważni komentatorzy ekonomiczni z zachodniej prasy dostali na Twitterze amoku pisząc, że to realizacja zapowiadanych wcześniej przez Putina kroków przeciw spekulantom. Tyle że Putin mówił o rublu, a tu chodzi o jakiś tam indeks giełdowy, dość nieistotny z punktu widzenia całego państwa. Ale to pokazuje, że rynek światowy uznał, iż w Rosji teraz jest już wszystko możliwe. A jeśli wszystko, to jednocześnie nie wiadomo co.
Z kolei aukcja z rublami, na którą nikt się nie zgłosił, pokazuje, że już nawet rosyjskie banki nie mają zaufania do rubla. Bo ta pożyczka z banku centralnego miała mieć zmienną stopę procentową a kto wie, jaka stopa procentowa będzie w Rosji za rok czy dwa lata.
Zaraz po wspomnianym dziwnym komunikacie szefowa Bank of Russia powiedziała, że jeśli cena ropy pozostanie na poziomie 60 dolarów za baryłkę, to PKB Rosji spadnie w 2015 o 4,7 proc. Będzie więc recesja na całego. A do tego inflacja w Rosji właśnie dobija do 10 proc. To inflacja napędzana głównie przez towary z importu, które drożeją, bo rubel traci na wartości. Skoro tylko w poniedziałek stracił kolejnych 8 proc., to kiedy inflacja sięgnie 18 proc.? Taka perspektywa w ciągu kilku miesięcy robi się zupełnie realna.
Moskwa nie wie, co robić
Rosja znalazła się na rozdrożu i dopiero na nim świetnie widać, że nikt nie wie tam, co dalej robić. W listopadzie rezygnują z interwencji, aby interweniować w grudniu. Wódz grzmi w stronę spekulantów walutowych, a bank centralny, zobligowany do tego, żeby coś zrobić, celuje w spekulantów kontraktem terminowym na indeks giełdowy. Putin każe walczyć z inflacją, ale jednocześnie państwo nakłada embarga na import kolejnych produktów, co tylko inflację podkręca.
Sytuacja, w której szykuje się jednocześnie głęboka recesja i bardzo wysoka inflacja, może rozłożyć na łopatki najlepszych ekonomistów, bo lekarstwo na inflację pogłębia recesję, a lekarstwo na recesję podnosi inflację. W takiej sytuacji potrzebna jest jasność, co leczymy najpierw. Ale to decyzja polityczna, więc teraz wszyscy czekają na to, co zdecyduje Putin. A Putin raz mówi, że trzeba walczyć z inflacją, a raz mówi, że trzeba walczyć z recesją. Gospodarka Rosji za chwilę może się kompletnie posypać, bo wszyscy boją się wykonać jakiś zdecydowany ruch, żeby potem nie wyszło, że ktoś zrobił coś inaczej, niż chciał Putin. Dochodzimy do momentu, w którym brak decyzyjności i odwagi w rosyjskich instytucjach stanie się dla rosyjskiej gospodarki bardzo poważnym zagrożeniem. Do tego dochodzi bardzo ważna rozterka - ratować kraj czy kolegów? Na dodatek za chwilę amerykański Fed wyśle sygnał o nadchodzących podwyżkach stóp procentowych i dodatkowo posypią się wszystkie waluty wschodzące świata (w Turcji, Indonezji i Brazylii widzimy to już teraz), co jeszcze bardziej utrudni stabilizowanie rubla.
Rentowność dolarowych obligacji rosyjskich jest już wyższa od rentowności takich samych obligacji Rwandy. Rynek widzi, że w Moskwie wszystkim trzęsą się już ręce. Widać to już w ich codziennych decyzjach.
Putin produktem ubocznym
Rosja lubi rewolucje, a najskuteczniej wywołuje je mieszanka inflacji i recesji. Putin jako miłośnik historii z pewnością wie, dlaczego Leninowi się udało, a Jelcynowi nie. Sam zresztą jest produktem ubocznym spektakularnej porażki gospodarczej Borysa Jelcyna. Niewykluczone więc, że może nawet Putinowi trochę się trzęsą ręce. Jeśli rynek tak to odbiera, to wydaje się, że to może być właściwa odpowiedź na pytanie: dlaczego tak właściwie ten rubel aż tak bardzo traci?
To wcale nie musi być tylko kwestia ropy. Teraz to już coś większego: obawa o elementarną stabilność państwa i jego gospodarki, zagrożoną przez bezradność i uciekanie od trudnych decyzji ze strachu przed Putinem, który sam też nie wie, co dalej.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock.com