Do Polski coraz częściej przyjeżdżają wykształceni pracownicy z Ukrainy i poszukują zajęcia w handlu, zarządzaniu czy finansach. Oferty pracy są coraz ciekawsze - ocenił Daniel Dziewit, założyciel portalu Pracadlaukrainy.pl.
Dziewit podkreślił, że portal Pracadlaukrainy.pl to wirtualny urząd pracy, a nie agencja pracy.
- Dajemy możliwość pokazania się obywatelom Ukrainy, którzy szukają pracy w Polsce. Mogą się pochwalić, co do tej pory zrobili w swoim życiu zawodowym. Mamy już w tej chwili 2,5 tys. zarejestrowanych pracowników z różnych branż - poinformował.
Na co uważać?
Zwrócił uwagę, że na portalu, tworzonym w językach polskim i ukraińskim, można znaleźć także porady i artykuły o polskim rynku pracy. - Piszemy, żeby pracownicy ze wschodu byli czujni, żeby nie dali się naciągać, czyli piszemy o prawnych sprawach - wyjaśnił. Zdaniem pomysłodawcy portalu, do Polski coraz częściej przyjeżdżają wykształceni pracownicy z Ukrainy, którzy nie poszukają pracy fizycznej. - Są ekonomiści, finansiści, programiści, osoby, które pracowały w sieciach sklepów i zarządzały nimi. Są też pracownicy branży zarządzania nieruchomościami. Są nawet wykładowcy akademiccy - wyliczał. Dziewit zwrócił uwagę, że na portalu niekiedy pojawiają "ciekawe oferty pracy".
- Jedną z nich była oferta zatrudnienia osoby jako berejtera, czyli jeźdźca, który naucza skakać konia przez przeszkody do 80 cm. Pracodawca jest w stanie zapłacić 2,5 tys. - 3 tys. złotych - opowiadał ekspert.
Sprzedaż miejscowości
Nietypową ofertą była propozycja sprzedaży kilku wiosek na Ukrainie. - Zachwalano, że są bardzo tanie, 30 arów kosztuje 3 tys. zł. - dodał. Przyznał, że czasem zgłaszają się do niego osoby z prośbą o dostarczenie "40 sztuk pracowników". - Czyli niektórzy traktują ludzi jak bydło. Usłyszałem, że ten człowiek jest w stanie zapłacić 400 zł za sztukę - podkreślił. Zaznaczył jednak, że takie przypadki są rzadkie. - Z naszych rozmów z pracodawcami nie wynika, że oczekują pracownika cztery razy tańszego - powiedział. Zdaniem Dziewita, w Polsce jest ogromne zapotrzebowanie na pracowników z Ukrainy. - Stale mam zapytania np. o 15 szwaczek, o pracownika do ubojni, do budowlanki, do prac ogrodniczych - wyliczał. Według niego, pracownicy ze wschodu mogą zagospodarować niektóre luki na polskim rynku pracy. - Mogą być wsparciem, ale wszystkich problemów nie rozwiążą - stwierdził. Ekspert zauważył, że jednym z rezultatów napływu pracowników ze wschodu jest obniżenie cen pierogów w Warszawie. - Z naszych informacji wynika, że jeszcze rok temu za kilogram klient płacił 25 złotych. Dziś ceny jednak spadły i działające na rynku osoby, które robią pierogi na potrzeby domowe, walczą ze sobą cenami - tłumaczył.
Brak umów
Dziewit zwrócił uwagę, że nierzadko pracownicy ze wschodu pracują w Polsce "na czarno". - Niby podpisują umowy o pracę w języku polskim, a powinni w języku polskim i ukraińskim. Tak naprawdę nie wiedzą, co podpisują. Wtedy dzwonią do nas z prośbą o pomoc - mówił. Jego zdaniem, na rynku nie brakuje nieuczciwych pośredników pracy. - Minimalną stawką za załatwienie pracy jest 100 dolarów. Są też inne stawki - 1 tys. i 2 tys. Są firmy, które kredytują ich przyjazd do Polski, a potem ci ludzie to odrabiają, pracując za 400 zł przez kilka miesięcy - stwierdził.
Na polskim rynku pracy jest coraz więcej Ukraińców. Zobacz materiał wideo:
Autor: msz/ms / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: pexels.com/CC0 License