6 na 10 pielęgniarek w Polsce pracuje dodatkowo. Ponad połowa z nich w drugim miejscu pracy spędza nawet sto godzin miesięcznie - wynika z badania Stowarzyszenia Pielęgniarki Cyfrowe. - Bez tego wiele szpitali i przychodni musiałoby zostać zamkniętych - komentuje Joanna Lewoniewska, wiceprezes stowarzyszenia.
Pielęgniarek w Polsce jest za mało, a ich zarobki są zbyt niskie. W efekcie wiele z nich musi, po zakończeniu nawet 12 godzinnego dyżuru na etacie, pracować dodatkowo. Z badania Stowarzyszenia Pielęgniarki Cyfrowe wynika, że robi tak 61 procent polskich pielęgniarek.
Wiele nadgodzin
Co więcej ponad połowa (51 proc.) badanych pracuje dodatkowo do 100 godzin miesięcznie. Kolejne 17 procent wypracowuje ponad etat nawet do 200 godzin miesięcznie. Jeszcze więcej, bo nawet 300 godzin miesięcznie pracuje dodatkowo 1 procent ankietowanych. - To bardzo niepokojące zjawisko - komentuje wyniki badania Joanna Lewoniewska, wiceprezes Stowarzyszenia Pielęgniarki Cyfrowe. - Rekordziści spędzają w pracy nawet wszystkie dni w miesiącu lub pracują w systemie dobowym przez ok. 20 dób w miesiącu - wylicza.
Lewoniewska dodaje, że "gdyby pielęgniarki nie pracowały dodatkowo musiałoby zostać zamkniętych wiele szpitali i przychodni". - Ta sama pielęgniarka jest legalnie zatrudniona w dwóch lub więcej miejscach pracy. Daje to możliwość dyrektorom szpitali wykazania odpowiedniej liczby personelu pielęgniarskiego w sprawozdaniach do Narodowego Funduszu Zdrowia - mówi.
Za mało pielęgniarek
To, że w Polsce brakuje pielęgniarek potwierdzają dane Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Wskaźnik liczby pielęgniarek na 1000 pacjentów w 2015 roku wyniósł w Polsce 5,2 - to trzeci najgorszy wynik od końca w całej Unii Europejskiej. Gorzej jest tylko na Łotwie i w Grecji. Z kolei najlepiej wśród krajów Unii jest w Niemczech (13,3). Jeśli zaś spojrzymy szerzej na zestawienie wszystkich 35 najlepiej rozwiniętych państw, to na szczycie będzie Szwajcaria, gdzie na tysiąc chorych przypada niemal czterokrotnie więcej pielęgniarek - dokładnie 17,9. Te liczby pokazują jasno: Polskę od najlepszych dzieli przepaść. Jednym ze sposobów zasypania różnic mogłoby być zatrudnienie personelu z Ukrainy - tak przynajmniej uważają niektórzy zarządcy szpitali. Jednak, jak pokazują statystyki, pielęgniarki zza wschodniej granicy nie rwą się do pracy w Polsce. W 2016 roku w naszym kraju pracowało ich zaledwie 71. Do tej liczby należy dodać 5 położnych.
Dlaczego tak mało? Zbadał to Instytut Spraw Publicznych, z którego analizy wynika, że bariery są dwie: skomplikowana procedura nostryfikacji, czyli uznania ukraińskiego dyplomu w Polsce oraz niskie wynagrodzenie.
Dlaczego?
To właśnie niskie płace są drugą przyczyną małej liczby pielęgniarek w naszym kraju. Z jednej strony czynne zawodowo osoby szukając wyższych zarobków wyjeżdżają z Polski (od wejścia do Unii Europejskiej zrobiło tak około 17 tysięcy osób), a z drugiej młode osoby zniechęcone wizją kiepskich płac nie rwą się do tego fachu. Jak pokazują statystyki, nawet absolwentki studiów pielęgniarskich, które poświęciły już czas i energię na edukację, nie podejmują pracy w zawodzie - połowa z nich nawet nie odbiera prawa do jego wykonywania. Przeciętna płaca pielęgniarki w Polsce wynosiła w 2016 roku według Głównego Urzędu Statystycznego 3,3 tys. zł brutto, czyli 2,6 tys. zł netto, za pracę także nocami, w weekendy i święta. Jednak ta kwota nie mówi o ich zarobkach całej prawdy. Średnią "sztucznie" podwyższają pensje starszych stażem pielęgniarek, których w Polsce jest większość, a wchodząca do zawodu osoba może liczyć na kwotę 2,6 tys., ale brutto, czyli około 1,9 tys. zł netto. Jej wynagrodzenie przekroczy 3 tys. zł brutto (2,1 tys. zł "na rękę") dopiero po 10 latach pracy. Na podobne albo lepsze wynagrodzenia można liczyć w branżach wymagających mniejszej wiedzy (pielęgniarka musi zdobyć dyplom wyższej uczelni oraz często specjalistyczne kursy) i mniej obciążających psychicznie. Nic więc dziwnego, że chętnych brakuje.
Czeka nas katastrofa?
Autor: msz//sta / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24