Polska apeluje o przyspieszenie prac nad nowelizacją dyrektywy gazowej, która wymierzona jest w projekt gazociągu Nord Stream 2. Stanowisko Warszawy poparło w sumie dziesięć unijnych krajów. Przeciwny przyspieszeniu jest między innymi Berlin.
Choć Parlament Europejski przedstawił już swoje stanowisko w sprawie nowych przepisów, to w Radzie UE prace toczą się wolno. Za tempo odpowiada prezydencja bułgarska. Bułgarzy tłumaczą to m.in. tym, że istnieją wątpliwości prawne co do kształtu nowych przepisów, a to wpływa na różnice zdań wśród krajów unijnych.
Na poniedziałkowym spotkaniu ministrów do spraw energii krajów Unii Europejskiej Polska zaapelowała o przyspieszenie prac nad nowelizacją dyrektywy gazowej.
Stanowisko Polski
- W sumie 11 krajów, razem z Polską, opowiedziało się za tym, że dyrektywa gazowa jest już projektem, który należałoby skierować do dyskusji politycznej – powiedział wiceminister energii Michał Kurtyka. - Jesteśmy głęboko przekonani, że jeśli chodzi o nowelizacje dyrektywy gazowej, musimy iść do przodu jak najszybciej - dodał wiceminister. Jak mówił Kurtyka, jest to "ważny sygnał dla bułgarskiej prezydencji, która w tym momencie dzierży w swoich dłoniach przyszłość tego dokumentu". - Zobaczmy, w jaki sposób prezydencja bułgarska weźmie pod uwagę to, że 11 krajów UE, Komisja Europejska, ale również PE oczekują, aby prace nad dyrektywą gazową przyspieszyły - zaznaczył.
Szybkie procedowanie
Według źródeł Polskiej Agencji Prasowej przeciwko szybkiemu procedowaniu dyrektywy opowiedziały się Niemcy, Austria, Belgia i Holandia. Niemcy - jak poinformował PAP unijny dyplomata - na poniedziałkowym spotkaniu podnosiły, że wkrótce mają rozpocząć się rozmowy między Rosją, Ukrainą i KE o przyszłości tranzytu gazu przez Ukrainę po wygaśnięciu umowy na przesył, a "wejście w życie dyrektywy mogłoby osłabić pozycję negocjacyjną KE w tych rozmowach". Dlatego - jak dodało źródło - niemiecki minister argumentował, że dyrektywa powinna być elementem tych negocjacji, a prace nad nią nie powinny przyspieszać. Wskazywał też m.in. na konieczność prowadzenia dalszych analiz. - My uważamy, że kwestie dyrektywy gazowej i tranzytu przez Ukrainę powinny iść osobnym torem, że to są kwestie, których nie powinniśmy łączyć. Łączenie ich doprowadzi tylko i wyłącznie do osłabiania możliwości negocjacyjnych. Niemcy uważają odwrotnie. Stąd głos niemiecki koncentruje się na kwestii zagwarantowania tranzytu przez Ukrainę. Naszym zdaniem w kontekście faktu, iż społeczność międzynarodowa nie jest w stanie zagwarantować nienaruszalności granic na Ukrainie, trudno oczekiwać jasnych i przejrzystych, a przede wszystkim wiarygodnych deklaracji co do tego, że zostanie utrzymany przez Ukrainę tranzyt - uważa Michał Kurtyka.
Rynek gazu
Projekt zmian dyrektywy ma kluczowe znaczenie dla europejskiego rynku gazu - wprowadzone zmiany mają jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terytorium UE podlegają przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Jeśli takie przepisy zostałyby przyjęte, to mogłyby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2. To jednak gra z czasem, bo budowa gazociągu już się rozpoczęła, a praca nad nowymi przepisami idzie opieszale. Część ekspertów wskazuje, że spowolnienie prac może spowodować, iż gazociąg powstanie, zanim nowe prawo wejdzie w życie. Komisja Europejska przedstawiła propozycje nowelizacji dyrektywy gazowej w listopadzie 2017 roku. Projekt musi być zaakceptowany przez kraje członkowskie, żeby mógł trafić do negocjacji z PE, który już nowe przepisy poparł. Przeciągnięcie sprawy do czasu, kiedy przewodnictwo w UE obejmie Austria, czyli do lipca, byłoby fatalne z punktu widzenia krajów opowiadających się za zaostrzeniem przepisów. W Brukseli nikt nie ma wątpliwości, że Wiedeń, w którego interesie leży, by Nord Stream 2 powstał (w projekt jest zaangażowany austriacka spółka OMV), nie będzie skłonny do szybkiej pracy nad nowymi przepisami.
Autor: msz//sta / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Nord Stream 2 / Axel Schmidt