Przedłużenie o kolejne dwa tygodnie restrykcji dotyczących funkcjonowania galerii handlowych przełoży się na straty branży w wysokości dwóch miliardów złotych obrotów - szacuje Polska Rada Centrów Handlowych. Z kolei przedstawiciele firm zrzeszonych w Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług rozważają pozwy wobec państwa.
Minister zdrowia poinformował w poniedziałek, że obowiązujące obostrzenia epidemiczne dotyczące m.in. funkcjonowania galerii handlowych, hoteli, restauracji czy stoków narciarskich zostają przedłużone o dwa tygodnie, do końca stycznia.
"Jedyna szansa na przetrwanie"
"Branża centrów handlowych jest zaskoczona kolejnymi decyzjami rządu, ponieważ była i jest przygotowana do obsługiwania klientów w wysokim rygorze sanitarnym. Możliwość funkcjonowania z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa, przy znacznie niższej niż w roku poprzednim odwiedzalności, jest dla wielu przedsiębiorców jedyną szansą na przetrwanie" - napisano w komunikacie.
PRCH szacuje łączne utracone obroty z powodu trzykrotnego ograniczenia funkcjonowania obiektów handlowych w Polsce na ponad 32 mld zł, z czego ok. 6 mld zł w wyniku trzeciego lockdownu.
Wynajmujący apelują o pomoc dla najemców i właścicieli centrów handlowych w formie dofinansowania do kosztów stałych, obejmujących także czynsze.
Z danych PRCH wynika, że grudzień przyciągnął do centrów handlowych o 30 proc. mniej klientów rdr.
Organizacja zauważa też, że kolejne zamknięcia placówek handlowych w galeriach nie przekładają się bezpośrednio na poziom liczby zachorowań w kraju.
Pozwy wobec państwa
Przedstawiciele firm zrzeszonych w Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług rozważają z kolei pozwy wobec Skarbu Państwa.
"Kancelarie prawne współpracujące ze Związkiem oraz jego członkami rekomendują takie rozwiązanie jako ratunek dla branży, którą pogrąża decyzja o przedłużeniu lockdownu" - czytamy w komunikacie organizacji.
"Nie rozumiemy na podstawie jakich kryteriów rząd wprowadza ograniczenia, które faworyzują jedne gałęzie gospodarki a dyskryminują inne. Jak mamy rozumieć, że pomimo oficjalnego zamknięcia centrów handlowych są one nadal otwarte?" - zastanawiają się przedstawiciele organizacji.
Zwracają uwagę, że funkcjonują w nich hipermarkety wielobranżowe sprzedające nie tylko artykuły spożywcze, czy higieniczne, ale też odzież, naczynia, obuwie oraz zabawki.
"Równocześnie obok otwarte są sklepy z wyposażeniem domowym, drogerie, apteki a np. sklepy odzieżowe, obuwnicze, czy jubilerskie są zamknięte. Czy w supermarkecie w galerii handlowej panują inne warunki niż pozostałych sklepach? Dlaczego jesteśmy dyskryminowani?" - pytają przedsiębiorcy.
Zdaniem Zarządu ZPPHiU brak konsekwencji w przyznawaniu możliwości prowadzenia działalności gospodarczej podczas lockdownu dla wybranych branż to "dyskryminacja i absurd". "Nierówny dostęp do rynku nie ma żadnego uzasadnienia" - zaznaczają.
Organizacja zwraca uwagę, że "rząd zamykając wskazane sklepy w galeriach paradoksalnie zamknął akurat te, które nie są obecne w handlu ulicznym".
"Pozostawił je tym samym bez alternatywy. Sklepy odzieżowe, obuwnicze, biżuteryjne czy z akcesoriami na ogół nie posiadają punktów przy ulicach. Tymczasem decyzją rządu w centrach handlowych pozostają nadal otwarte sklepy, które są niemal na każdym rogu, czyli sklepy spożywcze, apteki czy drogerie" - czytamy w komunikacie.
"Dzisiaj jest dla nas jasne, że proszenie, apelowanie nie przynosi żadnych rezultatów albo odwrotny do deklarowanego. Nie tylko zostaliśmy pozbawieni wsparcia (np. ostatnio poprzez dobór PKD) to jeszcze jesteśmy dyskryminowani. Polscy przedsiębiorcy, polskie firmy rodzinne nie dadzą się zniszczyć przez dyskryminujące decyzje polityków. Oczekujemy otwarcia naszych sklepów jak zostało to określone na początku trzeciego już lockdownu. W przeciwnym wypadku nie będziemy mieli wyjścia, wprowadzimy ostrzejsze formy protestu oraz będziemy masowo występować na drogę sądowa" - zapowiadają przedstawiciele handlu i usług.
Źródło: TVN24 Biznes, PAP