Być może już niedługo we wszystkich ogłoszeniach o pracę obowiązkowo pojawią się informacje o wysokości wynagrodzenia na danym stanowisku - projekt w tej sprawie złożyli posłowie Nowoczesnej. Po dyskusji na posiedzeniu plenarnym dokument trafił do sejmowej komisji, która zajmie się szczegółami nowelizacji. Zalety zmiany przepisów widzą nie tylko wnioskodawcy, ale też resort rodziny i pracy, związkowcy oraz pracodawcy.
Projekt nowelizacji Kodeksu pracy Nowoczesna złożyła w Sejmie w sierpniu ubiegłego roku. Nakłada on na pracodawcę obowiązek informowania o wysokości proponowanego zasadniczego wynagrodzenia brutto w ogłoszeniach o pracę na danym stanowisku.
Projekt zakłada też, że w przypadku, w którym pracodawca określi w ogłoszeniu minimalną i maksymalną wysokość wynagrodzenia, w informacji o możliwości zatrudnienia umieszcza się wzmiankę, że kwota ta podlega negocjacji. Według projektu firmie, która nie będzie podawać tzw. widełek wynagrodzenia, będzie grozić kara grzywny.
Przez kilka miesięcy ustawa zalegała w sejmowej zamrażarce. Jednak po ponad pół roku oczekiwania, Sejm zajął się projektem. W ostatni piątek, po pierwszym czytaniu, posłowie zdecydowali o skierowaniu nowelizacji do komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach.
Czy wynagrodzenie będzie "godziwe"?
Uzasadnienie projektu ustawy przedstawiał poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński. - Polacy nie chcą wiedzieć, ile zarabiają ich koleżanki, koledzy w pracy. Polacy chcą wiedzieć, czy w ogóle dostaną godziwe wynagrodzenie, odpowiednio wysokie, za swoją ciężką pracę, gdy będą aplikować na konkretne stanowisko – powiedział.
- Coś, co w wielu krajach jest normą, w Polsce ma szansę stać się rewolucją, ale rewolucją, którą popiera 84 proc. Polaków – stwierdziła z kolei przewodnicząca Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer.
- Jest to szansa na to, że nie będzie dyskryminacji ani ze względu na płeć, ani ze względu na wiek, ponieważ każdy zapozna się z tym samym ogłoszeniem i będzie mógł oczekiwać takich samych zarobków – dodała.
Jak stwierdziła "kolejna kwestia to jest skrócenie procesu rekrutacji po stronie pracodawców". - Bardzo często w tej chwili jest przeprowadzany czasami bardzo kosztowny proces rekrutacji, a na jego końcu okazuje się, że punktem spornym są zarobki - wyjaśniła.
Według Katarzyna Lubnauer "zmniejsza się też ryzyko płacenia części zarobków pod stołem".
"Dość kupowania kota w worku"
Jak mówiła Izabela Mrzygłocka z PO-KO, "klub parlamentarny Platforma Obywatelska – Koalicja Obywatelska dostrzega konieczność dyskutowania na temat równego traktowania wszystkich grup zatrudnionych oraz zmniejszenia ryzyka, a wręcz wyeliminowania dyskryminacji płacowej".
- Dość kupowania przysłowiowego kota w worku - stwierdziła natomiast Barbara Chrobak z Kukiz’15. - Transparentność warunków zatrudnienia w sferze wynagrodzeń pozwoli zrobić krok milowy w ucywilizowaniu rynku pracy – podkreśliła.
Posłanka PiS Barbara Bartuś, wnosząc o skierowanie projektu do dalszej analizy do komisji, zwracała uwagę, że w tej sprawie nie ma jeszcze stanowiska rządu.
Uczestniczący w dyskusji wiceszef resortu rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed przyznał jednak, że choć oficjalnego stanowiska rządu odnośnie poselskiego projektu nie ma, to "jeśli chodzi o nasze ministerstwo, jesteśmy pozytywnie nastawieni do projektu".
- To jest ważna kwestia, wymaga ona jednak dość dużej pracy - dodał.
Związkowcy na tak, pracodawcy z uwagami
Opinie do projektu wydała między innymi Solidarność. Według związku propozycja "zasługuje na aprobatę". "Proponowane rozwiązanie mogłoby przyczynić się do szybszych decyzji potencjalnych kandydatów o przystąpieniu lub nie przystępowaniu do konkretnego procesu rekrutacji, właśnie z powodu wysokości oferowanego wynagrodzenia" – czytamy w opinii związku zawodowego.
- Idea informowania w ogłoszeniach o pracę o wysokości wynagrodzenia, jaka jest proponowana, jest bardzo dobra. Już szereg firm reprezentuje tego typu praktykę i ona zasługuje na poparcie. To jest uczciwe postanowienie sprawy w stosunku do kandydatów – przyznał w rozmowie z tvn24bis.pl także dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan Robert Lisicki.
- Natomiast my mamy zastrzeżenia, i to zasadnicze, odnośnie samej propozycji wprowadzenia tej idei w ramy prawne – dodał. - Nasze zastrzeżenia dotyczą w głównej mierze tego, że posługujemy się pojęciami niedookreślonymi, które wprowadzają więcej zamieszania niż tak naprawdę pozytywnych skutków tej regulacji. Pamiętajmy też, że nie w każdym sektorze mamy taki sam system, jeśli chodzi o wynagrodzenia – wyjaśniał.
- To będzie też stawiało w gorszej sytuacji pracodawców, którzy nie mają zasadniczo określonego wynagrodzenia, ale swoje systemy opierają na elementach zmiennych (premie, nagrody - red.), które mogą stanowić duży udział wynagrodzenia przyszłego pracownika – mówił.
Na ten problem zwrócił uwagę również gość programu TVN24BiS "Biznes dla Ludzi" dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego Piotr Arak . - Jedynym problemem, jaki tam się pojawia, to kwestia, która płaca ma być ujawniona – powiedział.
– W części sektorów na przykład jest wypłacana trzynastka, jakiś pakiet dodatkowy, nagrody kwartalne ze względu na specyfikę pracy, które stanowią prawie jedną czwartą wynagrodzenia w ciągu roku – wyjaśnił.
- Dlatego pytam, która (stawka ma zostać ujawniona w ogłoszeniu o pracę – red): czy średnia, czy zasadnicza, ta część która jest wypłacana co miesiąc? Powinniśmy móc porównywać jabłka z jabłkami, a nie z gruszkami – zaznaczył.
Większość za jawnością
Według badania firmy Work Service 83,9 proc. Polaków uważa, że stawki z wynagrodzeniem powinny być jawne już w ogłoszeniu o pracę.
Niewielu pracodawców jednak decyduje się na takie działania. Raport firmy Hays wskazuje, że jedynie 4 proc. z nich zamieszcza informacje o oferowanym wynagrodzeniu we wszystkich ogłoszeniach. Kolejne 14 proc. z nich podaje takie kwoty w niektórych ogłoszeniach. Miażdżąca większość – aż 80 proc. pracodawców – w ogóle tego nie robi.
Autor: mp//dap / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock