Nowoczesna sieć autostrad i tras ekspresowych jest bardziej niebezpieczna dla kierowców niż pozostałe drogi publiczne - alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. Wskazuje na braki w systemie ratownictwa medycznego, złą jakość informacji dla kierowców i luki w przeszkoleniu policjantów z drogówki w niesieniu pierwszej pomocy.
Inspektorzy NIK porównali liczbę wypadków przypadających na tysiąc kilometrów dróg. Okazało się, że w przypadku autostrad i tras ekspresowych wypadków i ich ofiar jest nawet pięciokrotnie więcej w porównaniu do takich samych statystyk na innych drogach publicznych.
A w dodatku ta liczba rośnie. Według danych Komendy Głównej Policji na autostradach i trasach ekspresowych w 2016 roku zdarzyło się 688 wypadków, czyli o 8 proc. więcej niż rok wcześniej. Zginęło w nich 120 osób (więcej o 17 proc.), a rany odniosło 987 osób (więcej o 10 proc.).
Plany ratownicze
Autorzy raportu jako główną przyczynę wskazują intensywniejszy ruch na autostradach i drogach ekspresowych w porównaniu do pozostałych tras. Dodają, że często wypadki mają charakter katastrof w ruchu lądowym, w których uczestniczy wiele osób i pojazdów. "Dlatego też wypadki te wymagają szybkiego użycia znacznych i wyspecjalizowanych sił i środków jednocześnie: straży pożarnej, pogotowia ratunkowego, policji i służb drogowych" - czytamy w raporcie NIK.
Właśnie w istniejącym systemie ratownictwa inspektorzy dopatrzyli się wielu luk, których efektem są czarne statystyki. Co ciekawe, lepiej wypadają na tym tle te części autostrad, którymi zarządzają prywatne spółki.
"Połowa sieci autostradowej zarządzanej przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad nie miała opracowanych i wdrożonych planów ratowniczych. Opóźnienia w tym zakresie wynosiły często wiele lat wobec terminu oddania drogi do użytku" - wytykają inspektorzy.
Brak takiego planu nie jest czystą formalnością - może on zaważyć na życiu osób poszkodowanych, gdy każda minuta zwłoki w dotarciu ekip ratunkowych oddala ich szanse przeżycia.
GDDKiA w trakcie kontroli NIK uzupełniła wszystkie brakujące plany dla nadzorowanych przez siebie odcinków autostrad. Inspektorzy pozytywnie ocenili przygotowania i działalność Państwowej Straży Pożarnej, która ma przygotowane specjalne plany działań ratunkowych.
Drogówka na autostradach
Gorzej wypadła w raporcie ocena pionu drogowego policji. Okazało się, że autostradowa drogówka nie ma specjalnie wypracowanych procedur i działa według ogólnych schematów.
"Kierownictwo Policji uznało je za wystarczająco uniwersalne" - napisali autorzy raportu. I zwracają uwagę, że drogówka mniej aktywnie działa na autostradach i drogach ekspresowych. Wyspecjalizowane komisariaty są tylko w województwach śląskim i wielkopolskim. We wszystkich pozostałych zadania na tym specyficznym typie dróg wykonują funkcjonariusze z komend miejskich i powiatowych.
Inspektorzy odkryli także, że policjanci jeżdżą wyeksploatowanymi do granic możliwości samochodami. Jak wyliczają, pilnie powinni wymienić 800 spośród 2800 wszystkich pojazdów, których używają. Niewiele pomoże, że funkcjonariusze drogówki mają w radiowozach zestawy ratownictwa medycznego, ponieważ tylko co czwarty przeszedł odpowiedni kurs.
"To szczególnie niepokojące, gdyż to oni jako pierwsi docierają często na miejsce zdarzenia, a o życiu lub śmierci ofiar wypadku często decydują właśnie pierwsze minuty od zdarzenia" - pisze NIK.
Spóźnione karetki
Pozytywnie inspektorzy NIK-u ocenili plany działań służb medycznych w kontrolowanych województwach, jednak i tu znaleźli rzeczy, które można jeszcze poprawić. Jak zauważono, tylko w województwach zachodniopomorskim i małopolskim karetki docierają na miejsce wypadku mieszcząc się w limitach czasu: 15 minut dla miast i 20 minut poza miastami. W pozostałych sześciu województwach inspektorzy wychwycili liczne przekroczenia ustalonych limitów. Najgorzej było w województwie łódzkim, gdy pomoc medyczna spóźniła się w 15 proc. wyjazdów i w województwie opolskim, gdzie do 25 proc. wypadków karetki dojechały po czasie.
"W większości urzędów wojewódzkich nie przeprowadzono analiz, dlaczego tak się dzieje" - zarzuca wojewodom NIK.
Raport NIK przynosi również poważne zarzuty wobec kolejnych przez lata ministrów spraw wewnętrznych oraz cyfryzacji.
- Nadal nie ma jednego ogólnokrajowego cyfrowego systemu łączności radiowej dla służb ratowniczych, który umożliwiłby koordynację akcji na pograniczu województw - piszą inspektorzy.
W praktyce oznacza to, że śpieszący na miejsce strażacy, policjanci i załogi karetek mogą ze sobą porozmawiać dopiero, gdy już dotrą na miejsce, chyba że posiadają swoje numery telefonów komórkowych i akurat są w zasięgu. Mogą też ewentualnie kontaktować się poprzez oficerów dyżurnych.
"Prace nad rozwiązaniem tego problemu są prowadzone od lat, jednak obecnie nadal są w fazie koncepcyjnej" - czytamy w raporcie.
Niedoinformowani kierowcy
Podobne mankamenty NIK wytyka systemom przekazywania informacji kierowcom na polskich autostradach i drogach ekspresowych. Podczas kontroli byli świadkami sytuacji, gdy zamykano odcinek autostrady, a komunikaty wyświetlane na tablicach brzmiały: "utrudnienia w ruchu".
Stwierdzili również znaczne opóźnienia w podejmowaniu decyzji o otwieraniu bramek - nawet wtedy, gdy sytuacje w pełni odpowiadały opracowanym przez GDDKiA przesłankom. W efekcie np. tysiące kierowców czekało 1 czerwca 2016 roku w wielogodzinnym korku spowodowanym wypadkiem. A dyrektor oddziału GDDKiA decyzję o zaniechaniu opłat, czyli otwarciu bramek, podjął dopiero po 11 godzinach od wypadku.
Autor: Robert Zieliński/ms / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock