Wynagrodzenia nauczycieli są niewystarczające. Mogę obiecać, że tak długo jak będziemy (rządzić red.), chcemy rok po roku je zwiększać - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 premier Mateusz Morawiecki. - Chciałbym, żeby już w przyszłym roku wynagrodzenie brutto nauczyciela dyplomowanego, ze wszystkimi dodatkami, wyniosło 6 tysięcy złotych - dodał szef rządu.
Premier Morawiecki pytany był w "Faktach po Faktach", czy w roku wyborczym ma coś dla nauczycieli. - Oczywiście. Największe podwyżki, jakie chyba były w ostatnich 10-15 latach - odparł premier. - Na pewno nie było w ciągu jednego roku dwóch podwyżek o 5 procent. Przynajmniej tak mi się wydaje - dodał.
Podwyżki rok po roku
Jak mówił, przez trzy lata poprzedzające rządy PiS wynagrodzenia nauczycieli się nie zmieniły. - W 2017 roku pierwsze podwyżki, w 2018 roku - kolejne podwyżki i w 2019 roku - dwie pule podwyżek. Łączny wzrost, w ostatnich 18 miesiącach to ponad 16 proc. To jest wzrost, który jest dużo wyższy niż w całej gospodarce - zaznaczył. Jak jednak podkreślił, wynagrodzenia nauczycieli są "niewystarczające". - Mogę obiecać, że tak długo jak będziemy rządzić, chcemy rok po roku zwiększać wynagrodzenia nauczycieli. Pensja nauczycieli musi być godna - dodał.
Morawiecki mówił, że samorządy terytorialne, które są organami nadzorującymi szkoły "często oszczędzają na nauczycielach". - Przy tej okazji mogę zaapelować do samorządów. One dostają od nas subwencję budżetową i na przykład nie wypłacają dodatku motywacyjnego, funkcyjnego albo za trudne warunki pracy - zaznaczył.
- Ja zdecydowanie chcę, aby ta grupa osób, dla dzieci i młodzieży fundamentalnie ważna, można powiedzieć zaraz po rodzicach, była zdecydowanie jeszcze lepiej wynagradzana - powtórzył.
Strajk za miesiąc
W poniedziałek prezes ZNP Sławomir Broniarz poinformował, że prezydium Zarządu Głównego ZNP zdecydowało o rozpoczęciu 8 kwietnia strajku w szkołach i innych placówkach oświatowych, w których - w wyniku referendum - uzyskana będzie zgoda na jego przeprowadzenie. Związek domaga się wzrostu wynagrodzeń nauczycieli i pracowników oświaty niebędących nauczycielami o 1000 zł.
- Bardzo bym sobie życzył, żeby ten protest nie miał miejsca. Życzyłbym sobie, żeby się dogadać. Postaramy się, żeby tak było - powiedział gość Anity Werner.
Dodał, że jego spotkanie z nauczycielami jest "jak najbardziej możliwe". - Ja spotykam się ze związkami zawodowymi, chodzę na Rady Dialogu Społecznego, gdzie są przedstawiciele stanu nauczycielskiego. Dla mnie zawód nauczyciela jest zawodem ogromnego społecznego zaufania. Nauczyciele na pewno będą coraz lepiej wynagradzani, ale na wszystko potrzeba czasu. Chciałbym, żeby najbliższe sześć, dwanaście miesięcy były znaczone kolejnymi podwyżkami - podkreślił.
Czyja "piątka"?
Pod koniec lutego prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Morawiecki na konwencji partii zapowiedzieli nowe propozycje programowe. Wśród nich znalazły się: wprowadzenie 500 plus od pierwszego dziecka, brak podatku PIT dla pracowników do 26. roku życia, obniżenie PIT do 17 proc. i podwyższenie kosztów uzyskania przychodu, "trzynastka" dla emerytów, przywrócenie zredukowanych połączeń autobusowych przede wszystkim w małych miastach i na wsiach.
Premier pytany był, czy jest to "piątka Morawieckiego" czy "piątka Kaczyńskiego"?. - Nazywamy ją "piątką Jarosława Kaczyńskiego" albo "piątką Prawa i Sprawiedliwości". To nie znaczy, że prezes Kaczyński wymyślił wszystkie pięć (programów), ale pod kierunkiem szefa obozu politycznego wypracowywaliśmy przez ładnych kilka miesięcy różne propozycje i całe kierownictwo polityczne było oczywiście zaangażowane, ale pan prezes odegrał rzecz jasna kluczową rolę - zaznaczył szef rządu.
Premier powiedział, że koszt tych obietnic to "około 40 mld złotych rocznie". Na pytanie, czy wydawanie takich pieniędzy, gdy na horyzoncie widać spowolnienie gospodarcze jest dobrym pomysłem odparł: "To jest akurat bardzo dobry pomysł. To jest pomysł, który odpowiada wszystkim klasycznym teoriom makroekonomicznym ponieważ od czasów Keynsa (angielskiego ekonomisty żyjącego w latach 1883-1946 - red.) wiemy, że kiedy następuje spowolnienie gospodarcze to trzeba albo wykonać impuls fiskalny albo monetarny, czasami też jakieś działania regulacyjne. Ale na monetarne ani regulacyjne nie mamy wpływu. To są instytucje zupełnie niezależne od nas. Mamy natomiast wpływ na wydatki fiskalne. To się nazywa bufor antycykliczny i wydajemy pewne środki zarówno w celach rozwojowych jak i na cele społeczno-solidarnościowe. Ma to pomóc w fazie cyklu gospodarczego".
Zaprzeczył, że obietnice PiS to polityczny marketing. - Takie wspaniałe posunięcie jak 500 plus na pierwsze dziecko czy Emerytura plus to są kwestie, które bardzo potrzebne są w cyklu życia człowieka - powiedział.
Odnosząc się do dodatkowej emerytury, w wysokości 1100 złotych, powiedział, że jest to kwota brutto. - Faktycznie w kieszeni zostaje trochę poniżej 900 złotych (dokładnie 888,25 zł - red.) - przyznał.
Autor: tol / Źródło: "Fakty po faktach"
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock