Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar chce, aby rząd rozwiązał problem ponad miliona Polaków, którzy posiadają książeczki mieszkaniowe - podaje "Gazeta Wyborcza". "Państwo przyzwyczaiło się" do obecnej sytuacji - napisał rzecznik w piśmie do premiera Morawieckiego.
System książeczek mieszkaniowych działał od 1950 roku i był obsługiwany przez państwowy bank PKO. Polegał na regularnych co miesięcznych wpłatach stałej kwoty, aby uzbierać wkład własny na mieszkanie.
Żeby otrzymać nowe spółdzielcze mieszkanie lokatorskie trzeba było uzbierać ówczesne 30-50 tysięcy złotych. W ten sposób milionom Polaków udało się uzyskać dach nad głową.
Stracone oszczędności
Jednak ponad milion osób straciło spore oszczędności. Wszystko przez galopującą inflację oraz denominację złotego już po zmianach ustrojowych. Jak podaje "GW" po 1990 roku państwo postanowiło zwaloryzować wszystkie depozyty bankowe, które traciły na wartości. Jednak przepisy nie objęły pieniędzy na książeczkach mieszkaniowych w PKO. Ich właściciele dostali tylko prawo do premii gwarancyjnej, którą można było przeznaczyć na cele mieszkaniowe np. wymianę okien.
Dziś premia wynosi średnio 8 tysięcy złotych, ale kryteria są ściśle określone i mogą liczyć na nią liczyć nieliczni. W zeszłym roku odebrało ją tylko 25 tys. osób.
Premie to zaledwie kropla w morzu potrzeb
Z szacunków RPO wynika, że tylko na wypłatę premii gwarancyjnej dla wszystkich uprawnionych potrzeba 637 mln zł.
Choć o pieniądze będzie trudno, to mogą one i tak nie rozwiązać problemu wszystkich posiadaczy książeczek mieszkaniowych, bo - jak podaje "GW" - kilkaset tysięcy osób, które oszczędzały w PRL, dziś formalnie nie ma prawa do premii, a z ich tysięcznych oszczędności w PKO zostały grosze.
Autor: msz//dap / Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Pexels (CC0)