Około 15 procent restauracji zniknęło z rynku, bo nie otrzymało pomocy. Jeśli nie będzie wsparcia, do końca roku może zniknąć kolejne 15 procent - uważa Sławomir Grzyb, sekretarz generalny Izby Gospodarczej Gastronomii Polski. Jego zdaniem losy branży rozegrają się w najbliższych trzech miesiącach.
Zgodnie z decyzją rządu, od soboty przy zachowaniu co najmniej 1,5 m dystansu między stolikami, możliwe jest przyjmowanie gości wewnątrz lokali gastronomicznych. Gastronomia na powietrzu działa od 15 maja.
Jak zaznaczył Grzyb, branża gastronomiczna cieszy się na odmrażanie, ale wciąż jest w tragicznej sytuacji. - Po otwarciu ogródków weekendy w restauracjach wyglądały bardzo obiecująco, wciąż jednak w ciągu tygodnia ruch nie jest duży, więc przychody nie pokrywają nawet kosztów restauratorów - ocenił.
Najbliższe trzy miesiące
Według sekretarza gastronomia liczy, że najgorsze ma już za sobą, i że po szczepieniach znacznej części społeczeństwa sytuacja zacznie się normować, wciąż jednak przed firmami wielka niewiadoma. - Losy sektora rozstrzygną się w najbliższych trzech miesiącach - powiedział.
Jak zaznaczył, w pandemii zamknęło się już ok. 15 proc. lokali, bo nie otrzymały żadnej pomocy, mimo wielokrotnych zapewnień, że ona będzie. - Jeśli rząd nie rozszerzy pomocy i nie zwiększy na nią nakładów, do końca roku może zniknąć kolejne 15 procent restauracji - powiedział Grzyb.
Podkreślił, że to 1/3 sektora gastronomii, czyli 300 tys. pracowników bez zatrudnienia, co dotyka ich rodziny czyli kolejne 600 tys. osób. Dodał, że PFR "eliminuje" wybrane firmy przez brak umarzania subwencji, które muszą zwracać w wysokości od 25 do 50 proc. otrzymanej pomocy.
Skala pomocy
Według Izby, struktura gastronomii na pewno będzie musiała się zmienić, a rząd powinien wesprzeć branże zdecydowanie mocniej, tym bardziej, że sam zrobił z gastronomii kozła ofiarnego. Sytuacja gospodarcza nie sprzyja prowadzeniu przedsiębiorczości gastronomicznej w Polsce.
Jak zaznaczył, państwo pozostawiając przedsiębiorców bez pomocy, wymusza szarą strefę. - Aby temu zapobiec, rząd mógłby wprowadzić na okres 2-3 lat zwolnienie gastronomii z opłat na ZUS od wynagrodzeń pracowników. Tyle bowiem może zająć powrót do sytuacji sprzed pandemii w tym sektorze - wskazał.
Dodał, że aby pracownicy chcieli wrócić do gastronomii, potrzebują lepszych warunków. - Pracodawcy chętnie zapewnią pracownikom lepsze warunki, ale muszą mieć z czego. Póki co, koszty są tak duże, że nie ma na to szans - zaznaczył.
Podkreślił, że wiele restauracji to biznesy rodzinne, które mają niższą zyskowność. - Rząd, odmawiając im pomocy, spowodował, że znaleźli się w tragicznej sytuacji - powiedział Grzyb.
Przypomniał, że z danych PFR wynika, że dofinansowanie z tarczy PFR 2.0 otrzymało 15,5 tys. firm na 76 tys. lokali gastronomicznych. - To najlepiej obrazuje skalę pomocy, a właściwie jej brak - ocenił.
Jak zaznaczył, wsparcie otrzymywały jednie lokale, które zatrudniały w oparciu o umowę o pracę. - Liczby te dają więc obraz, jak bardzo duża część osób pracuje na zleceniu i jak bardzo nieżyciowe warunki opodatkowania pracy obowiązują w Polsce. Tymczasem, zamiast zmniejszyć obciążenia pracy, rząd zlikwiduje umowy zlecenia - dodał.
Według Izby, prawdziwą pomocą rządu byłoby zapewnienie pracodawców, że nam wszystkim opłaca się bardziej zatrudnić pracownika na umowę o pracę i ułatwienie mu tego.
Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej powstała w 2020 r.; tworzy ją 700 przedsiębiorców.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock