Polacy przy półkach sklepowych będą wprowadzani w błąd po wejściu w życie nowych przepisów o zasadach posługiwania się oznaczeniem "polski produkt". Efekt będzie dokładnie odwrotny od tego zamierzonego przez rząd - ostrzega think tank Klub Jagielloński.
Z początkiem sierpnia do Sejmu wpłynął przygotowany przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi projekt ustawy wprowadzającej zasady posługiwania się przez producentów produktów rolno-spożywczych oznaczeniem "polski produkt".
Zgodnie z przepisami zaproponowanym przez resort znakiem będzie można oznaczać tylko takie towary, które zostały wyprodukowane w Polsce z minimum 75 proc. z surowców pochodzących z Polski, zaś pozostałe 25 proc. to półprodukty, których nie można zastąpić krajowymi odpowiednikami.
"Umieszczanie zaproponowanej informacji będzie dobrowolną decyzją producenta, ale już używanie jej niezgodnie z powyższą definicją zagrożone będzie karą pieniężną o maksymalnej wysokości nawet 10 proc. przychodu osiągniętego w poprzednim roku" - zwracają uwagę eksperci Klubu Jagiellońskiego.
Polski kapitał
Klub Jagielloński wskazuje, że o ile intencje wprowadzenia ustawy są zrozumiałe, to zaproponowana definicja "polskiego produktu", racjonalność i skuteczność ustawowej regulacji budzi poważne wątpliwości.
Ich zdaniem z takiego oznaczenia będą bowiem mogły skorzystać firmy polskie jak i zagraniczne. "Klient stojący przed sklepową półką będzie miał do wyboru wyprodukowane z polskiego mleka jogurty zarówno międzynarodowej korporacji o niemieckim kapitale, jak i lokalnej, polskiej spółdzielni mleczarskiej. Na obydwu znajdzie taki sam znaczek używany z błogosławieństwem polskiego rządu" - czytamy.
Definicja jest także mocno rozbieżna z intuicyjnymi oczekiwaniami konsumentów.
Jak wynika z marcowego raportu IPSOS, jedynie 8 proc. badanych uznaje, że polskim jest produkt wytworzony w Polsce przez firmę z zagranicznym kapitałem. Aż 66 proc. badanych uważa natomiast, że pod pojęciem "produkt polski" kryją się dopiero te towary, które zostały wyprodukowane w Polsce przez podmiot z polskim kapitałem.
Zastrzeżenia MSZ
Think tank przypomina także o wątpliwościach podniesionych w ramach uzgodnień międzyresortowych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
W swojej opinii resort zwrócił uwagę, że proponowane przepisy "budzą zastrzeżenia pod kątem zgodności z traktatową zasadą swobodnego przepływu towarów" oraz "istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że taka właśnie byłaby kwalifikacja tej regulacji przez Trybunał Sprawiedliwości UE".
Unijne rozporządzenie
Ministerstwo rolnictwa, autor projektu podkreśla, że obecne przepisy nie regulują zagadnienia znakowania środków spożywczych informacją o kraju pochodzenia. Dlatego przygotowano zmiany. Jak przekonuje, wprowadzenie jednoznacznych kryteriów umożliwiających podawanie na zasadach dobrowolności informacji „Produkt polski” umożliwi zainteresowanym konsumentom wyszukiwanie produktów wytworzonych w Polsce z użyciem polskich surowców.
"Zapotrzebowanie krajowych konsumentów na informacje o miejscu pochodzenia żywności jest duże i projektowane przepisy ustawy mają na celu ich uwzględnienie. Jak wynika z badań polskich konsumentów niemalże 70 proc. z nich uważa miejsce pochodzenia za czynnik odgrywający przy zakupie żywności dużą rolę" - czytamy w uzasadnieniu projektu.
Zdaniem ekspertów regulacja ta "narazi ideę wybierania polskich produktów na śmieszność, a Polskę na kosztowny wizerunkowo spór na europejskiej arenie. Kolejny raz potwierdza się powiedzenie, że piekło nadregulacji wybrukowane jest dobrymi intencjami" - czytamy w analizie.
Zobacz materiał z programu "Świat w południe" w TVN24 BiS o oblężeniu przygranicznych sklepów (11.03.2016):
Autor: mb//ms / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock