Nawet 400 mld złotych - tyle w ciągu 5 lat może zabraknąć w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych po obniżeniu wieku emerytalnego, co zapowiada rząd PiS. Czy skarb państwa dołoży się i zasypie potężną dziurę w ZUS-ie? Materiał "Faktów TVN".
Zobacz cały materiał na stronie internetowej "Faktów TVN". Pani Jadzia jest emerytką. Wciąż prężną i prężnie działającą w środowisku emerytów. Właśnie dlatego, że to środowisko zna od środka twierdzi, że nie ma czego zazdrościć. - Życie emeryta nie jest słodkie - przyznaje pani Jadzia, bo sklejanie jej domowego budżetu nie jest łatwe.
Prognozy
Jeszcze trudniej będzie, kiedy spełnia się prognozy ZUS-u, który wyliczył, że w ciągu pięciu lat na emerytury i renty zabraknie od 250 do 400 mld złotych. To wszystko pod warunkiem obniżenia wieku emerytalnego, co planuje rząd PiS. Takie informacje wśród emerytów budzą grozę. - Jedyne wyjście to chyba pętelka i powiesić się - mówi pani Jadwiga. Wojciech Andrusiewicz z ZUS-u zapewnia, że pieniądze na emerytury zawsze się znajdą. - Pani Jadziu, gwarantujemy, że świadczenia należne z ZUS zawsze otrzyma Pani i zawsze na czas, nie ma tu żadnego zagrożenia - uspokaja rzecznik ZUS-u i tłumaczy, że ta prognozowana dziura w budżecie to nic niezwykłego. Bo na te dane można i należy spojrzeć nieco inaczej. - Nic kryzysowego i krytycznego się nie wydarzy, ponieważ należy patrzeć na wydolność FUS, która w najbliższych latach nieznacznie wzrośnie - zapewnia Andrusiewicz. Oznacza to, że wprawdzie będą rosnąć zobowiązania FUS i liczona w złotych dziura, ale jeszcze szybciej - według prognoz - ma rosnąć PKB.
Brak odwagi
Ekonomiści też są przekonani, że dla obecnych emerytów ta prognozowana dziura jest raczej bez znaczenia. - Dla emerytów oznacza niewiele, bo nie widzę odważnego polityka, który uderzyłby w emerytów, którzy będą coraz liczniejszą grupą wyborców. Nie ma takiego odważnego - mówi Piotr Kuczyński, ekonomista Domu Inwestycyjnego Xelion. Za to wszyscy pozostali muszą się liczyć z wyższymi obciążeniami, bo trzeba mieć, by dać. Wicepremier Morawiecki ostrzegał nawet w swym gospodarczym planie, że jeśli nie powstrzymamy spadku liczby osób w wieku produkcyjnym, to grozi nam katastrofa. - My wiemy, że jest źle, bo wiemy, w jakim stanie państwo zastaliśmy, ale zrobimy wszystko, by nie pogłębiać tej złej sytuacji - mówi Elżbieta Witek, szefowa gabinetu politycznego premier. Tu pojawia się kolejny problem, bo Witek zapowiada poprawę i jednocześnie obniżenie wieku emerytalnego. - Nie ma żadnych powodów, aby nie miał być wprowadzony - uważa Witek.
Jaki efekt?
Poza dwustoma pięćdziesięcioma miliardami złotych nie ma prawie żadnych powodów. Nie wolno zapominać, że te ponure prognozy dotyczą podwyższonego wieku emerytalnego. - Próba odwrócenia tego to jest powrót do 400 złotych minimalnej emerytury. Na co chyba nikt się w Polsce nie zgodzi - uważa prof. Marian Noga, ekonomista ze Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu. Jednak niższy wiek emerytalny był obiecany i teraz partii rządzącej trudno się z tej obietnicy wycofać. A jeszcze trudniej powiedzieć, że najlepiej liczyć na siebie. - Wciąż liczymy na to, że państwo nam da, a politycy utwierdzają nas w tym przekonaniu, że państwo jest od tego, by dawać - mówi Grzegorz Cydejko, dziennikarz ekonomiczny miesięcznika "Forbes".
Autor: msz/gry / Źródło: Fakty TVN,
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock