Pracownicy Volkswagena już kilka lat temu ostrzegali władze firmy, że praktyki dotyczące systemu pomiaru emisji spalin mogą być nielegalne - podaje Reuters. VW nie odnosi się do tych informacji i nie chce ujawniać, czy kierownictwo firmy wiedziało o oszustwach.
Największy producent samochodów w Europie zmaga się z największym w swojej historii skandalem. W zeszłym tygodniu okazało się, że firma celowo manipulowała pomiarem emisji spalin tak, aby w laboratorium silniki diesla spełniały normy. Jednak na ulicy z rur wydechowych wydobywały się spaliny przekraczające normy kilkadziesiąt razy. Aferę ujawniła amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA).
Afera w VW
Kilka dni później koncern przyznał, że zakwestionowane przez EPA oprogramowanie było instalowane w jego samochodach także poza USA. Może ono znajdować się w ok. 11 mln pojazdów na całym świecie (w tym w Polsce). W efekcie skandalu dotychczasowy prezes Volkswagena Martin Winterkorn złożył rezygnację podkreślając, że bierze na siebie odpowiedzialność za nieprawidłowości i ustępuje w interesie przedsiębiorstwa. Utrzymywał jednak, że on sam nie ma sobie nic do zarzucenia. Teraz okazuje się, że mogło być inaczej. Dwie niemieckie gazety "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAZ) oraz "Bild am Sonntag" podają, że jest całkiem prawdopodobne, że władze firmy doskonale wiedziały o przekrętach. Agencja Reuters, cytując "FAZ", opisuje, że w 2011 roku zarząd Volkswagena otrzymał wewnętrzny raport, w którym technicy firmy ostrzegali o tym, że firma stosuje nielegalne praktyki dotyczące emisji spalin. Nie wiadomo jednak, czy sprawa została wtedy wyjaśniona, czy też zamieciona pod dywan. Teraz VW milczy.
Kto wiedział?
Volkswagen nie komentuje również ważnych doniesień weekendowego "Bilda". Gazeta opisała, że inna niemiecka firma Bosch, która dostarczała Volkswagenowi oprogramowanie umożliwiające fałszowanie wyników testów toksyczności spalin silników, ostrzegała producenta samochodów, że seryjne instalowanie jej sprzętu będzie nielegalne. Rzecznik niemieckiego producenta skomentował tylko, że VW prowadzi wewnętrzne śledztwo, które ma dać odpowiedzi na jakim szczeblu doszło do podjęciu decyzji o stosowaniu oprogramowania pozwalającego na oszustwa. - Jak tylko będziemy mieli wiarygodne informacje, to będziemy wstanie udzielić odpowiedzi - uciął rzecznik. Dziś jednak władze firmy zwiesiły w obowiązkach szefów działów prowadzących prace badawczo-rozwojowe (R&D) trzech marek VW, Audi oraz Porsche. Pracownicy mają pozostać na przymusowych urlopach aż do wyjaśnienia skandalu.
Ogromne kary
Jeśli prowadzone obecnie przez EPA dochodzenie potwierdzi zarzuty wobec Volkswagena, to ewentualna kara dla koncernu może wynieść do 37,5 tys. dolarów za każdy zakwestionowany samochód, czyli w sumie ponad 18 mld dolarów. Komisja Europejska wezwała wszystkie państwa UE do przeprowadzenia krajowych dochodzeń, mających ustalić skalę problemu.
Autor: msz/ / Źródło: Reuters,